Doktor geologii, pracownik Uniwersytetu Wrocławskiego, podróżnik, chojnowianin – Wojciech Drzewicki, który na łamach naszej Gazety gościł już kilkakrotnie, ponownie spotkał się z mieszkańcami Chojnowa, by podzielić się wrażeniami z kolejnej swojej niebanalnej wyprawy.
„Smak Indii" - tak autor prezentacji multimedialnej zatytułował pokaz slajdów z drugiej już swojej podróży do Indii. Zainteresowani, którzy odpowiedzieli na zaproszenie organizatorów i 27 września przyszli do Miejskiej Biblioteki Publicznej obejrzeli ciekawe fotografie, wysłuchali zajmujących opowieści i degustowali azjatyckie przekąski.
Na naszą prośbę dr Drzewicki spisał wspomnienia z tej wyprawy i zgodził się na opublikowanie ich na łamach „Gazety Chojnowskiej".
Startując z lotniska w Delhi w 2009 r. w drogę powrotną do Polski obiecaliśmy sobie powrócić do tego fascynującego kraju, jakim są Indie. Po czterech latach powracamy. Tym razem postanowiliśmy odwiedzić część środkową i południową tego rozległego państwa ponad 10 razy większego od Polski. Lecimy już na początku kwietnia, aby uniknąć uciążliwiej pory monsunowej. Korzystając z promocji, jaką oferują linie lotnicze Emirates Airlines, uznane w tym roku za najlepsze linie lotnicze, lecimy do Bombaju, który będzie naszym pierwszym przystankiem. Pierwsze zaskoczenie zaraz po wylądowaniu to bardzo wysoka temperatura i duża wilgotność, która powoduje ze ciężko złapać oddech. Potrzeba nam będzie dłuższej chwili, aby chodź trochę przystosować się do nowych warunków klimatycznych. Podchodząc do lądowania wrażenie na nas robi wielki slums, który z dwóch stron otacza międzynarodowe lotnisko. Taki widok daje nam tylko przedsmak tego, co przyjdzie nam obserwować na subkontynencie indyjskim.
Pierwsze dwa dni spędzamy w tej potężnej metropolii zamieszkiwanej według oficjalnych danych przez ponad 17 mln ludzi. Wspaniała architektura postkolonialna miesza się z ziejącą biedą, brudem i bezdomnością. Wspaniale monumentalne marmurowe pałace przeplatają się ze zbitymi z drewna i kartonów domkami zasiedlonymi przez całe rodziny. Spacerując ulicami miasta w powietrzu unosi się mieszanka zapachów kadzideł z okolicznych świątyń, kwiatów z bazarów oraz nieprzyjemnego zapachu z rynsztoków. Na drugi dzień płyniemy na wyspę Island Elephanta, położoną kilkanaście kilometrów od wybrzeża, słynącą z wydrążonych w skale jaskiń i rzeźb hinduskich bóstw. Wyspa zamieszkiwana jest przez kilkaset osób oraz stada małp, nierzadko bardzo nieprzychylnych zwiedzającym. Po wstępnej aklimatyzacji wyruszamy na zaplanowany objazd kraju. Pierwszym naszym przystankiem jest Goa. Najmniejszy stan Indii, będący do niedawna kolonią portugalską. Region ten słynie z przepięknych plaż, złocistego piasku oraz dających cień palm kokosowych stanowiących prawdziwe lasy. Stolicą stanu jest urokliwe miasto Panaji, w którym się zatrzymujemy. Pomalowane na różne kolory domki, białe fasady kościołów, bujna zieleń i wspaniałe kwiaty zachwycają nas oraz licznych wycieczkowiczów, głównie azjatów. Kilkanaście kilometrów od Panaji znajduje się Stare Goa, słynące z kompleksu katolickich świątyń wpisanych na listę UNESCO. Na przestrzeni wieków budowle te służyły, jako wzorce budownictwa kościelnego w Indiach i przyczyniły się do rozpowszechniania sztuki manuelińskiej, manieryzmu i baroku w innych krajach Azji. W bazylice Dom Jesus złożone zostały doczesne szczątki Św. Franciszka Ksawerego. Ruszyliśmy dalej. Naszym celem była miejscowość Hampi, leżąca na miejscu dawnej stolicy hinduskiego państwa Widźajanagar. Pofalowany teren skrywa rozrzucone zespoły świątyń, ruiny pałaców oraz majestatyczne stadniny dla słoni. Niestety bardzo wysoka temperatura skutecznie utrudniała nam zwiedzanie. Jak każdy szanujący się kompleks świątynny, tak i ta świątynia posiadała „świętego" słonia, który po porannej kąpieli w okolicznej rzece udzielał na dziedzińcu błogosławieństwa trąbą za niewielką opłatą. Kolejnym punktem naszego zwiedzania był wspaniały zespól pałacowy w Musore położony niedaleko Bangalore, który swoim bogactwem wnętrz oszałamia każdego zwiedzającego. Teraz przed nami była trudna i męcząca droga poprzez Ghaty Zachodnie nad Ocean Indyjski do pięknego stanu Kerala. Zatrzymaliśmy się w Kochinie – bardzo klimatycznym mieście, które odgrywało ważną role w handlu przyprawami przywożonymi z okolicznych gór. W mieście tym zachowało się wiele pięknych kolonialnych domów z minionej epoki. Miasto to słynęło również z największej na subkontynencie indyjskim diaspory żydowskiej. Do tej pory w dobrym stanie zachowała się synagoga oraz dzielnica hebrajczyków. Swoistym symbolem miasta są chińskie sieci rybackie, które najlepiej obserwować w poświacie zachodzącego słońca.
W kościele św. Franciszka znajduje się grobowiec Vasco Da Gamy, który był tu pochowany przez 13 lat. Później jego szczątki zostały przewiezione do Lizbony, gdzie spoczywają do dnia dzisiejszego. Dużą atrakcją turystyczną są okoliczne kanały i przeprawy wodne, ciągnące się setkami kilometrów wśród bujnej tropikalnej roślinności.
Dla mnie przyrodnika, dużym przeżyciem był kolejny punkt naszej wycieczki – region Munnar, który słynie z wielkich plantacji herbaty oraz przypraw. Wykupując całodzienną wycieczkę zwiedzaliśmy plantacje drzewa sandałowego, pieprzu, kawy, gałki muszkatalowej oraz kardamonu. Okoliczne wzgórza gęsto porastają krzewy herbaty, które miejscami osłaniane są przez wspaniałe kwitnące drzewa i krzewy.
W kolejnych dniach przemieszczaliśmy się w kierunku wschodnim i północno wschodnim, odwiedzając m in. Maduraj - religijne i kulturowe centrum Tamilów, z kompleksem świątynnym poświęconym Śziwie i jego małżonce, Madras z miejscem pochówku św. Tomasza Apostola. W miejscowości Malalapuram położonej nad Zatoką Bengalską odwiedziliśmy zespól świątyń z przełomu VII i VIII wieku wykutych w litej skale.
Niezapomnianych wrażeń dostarczyła nam Kalkuta. Silnie rozwijające się miasto będące stolicą Bengalu Zachodniego. Podobnie jak w Bombaju, przeplata się tu monumentalna, pełna przepychu postkolonialna zabudowa z ziejącymi biedą slumsami. To jedyne miasto w Indiach, gdzie riksze pchane są siłą mięśni ich właścicieli. Symbolem miasta są stare taksówki – ambasadory pomalowane na żółto. Bardzo wzruszająca była wizyta w klasztorze Sióstr Misjonarek Miłości, gdzie znajduje się grób Matki Teresy, a w sąsiednim budynku siostry opiekują się kilkudziesięcioma osieroconymi maluchami. Kalkuta słynie również z najstarszego w Indiach królewskiego ogrodu botanicznego, w którym poddawano aklimatyzacji sprowadzone z Chin sadzonki herbaty oraz inne egzotyczne rośliny. Symbolem ogrodu jest potężny okaz figowca bengalskiego, tworzący mały gaj o powierzchni 1,5 ha. Ostatnim celem naszej podróży było miasto Waranasi. Wśród podróżników uważane za nieodzowny punkt każdego wyjazdu do Indii. Miasto położone jest nad Gangesem, a swoją sławę zawdzięcza sześcioma kilometrami Ghatowi – schodów bezpośrednio sąsiadujących z rzeką, które pełnią rolę zarówno modlitewną, jak i bardzo praktyczną. W dwóch wydzielonych obszarach znajdują się miejsca kremacyjne, osobne dla mężczyzn i kobiet, gdzie przez całą dobę dokonuje się palenia zwłok. W wyjątkowych sytuacjach zwłoki wrzucane są bezpośrednio do rzeki bez procesu kremacji. Szczególnie przerażający jest wieczór, kiedy na niewielkim obszarze płonie jednocześnie kilkanaście stosów pogrzebowych, pomiędzy którymi biegają psy i krowy, a tuż obok rytualnym kąpielom poddają się grupy pielgrzymów.
Mijał nam miesiąc naszego podróżowania. Na tak wielki i rozległy obszar to stanowczo za mało czasu. Pomimo tego udało nam się poczuć klimat tego tak bardzo zróżnicowanego i pełnego kolorytu regionu świata. Startując w drogę powrotną do kraju nie powiedzieliśmy żegnaj, ale do zobaczenia w nadziei, ze jeszcze tu powrócimy.
Wojciech Drzewicki