Organy w kościele p.w. Ap. Piotra i Pawła w Chojnowie
Historia organów w kościele p.w. Ap. Piotra i Pawła ginie w pomroce dziejów.Wiemy, że zasadnicza część świątyni została ukończona ok. 1400 r., a prace nad sklepieniem nawy głównej trwały jeszcze do 1468 r. Czy jednak już wówczas wiernym towarzyszyło w trakcie liturgii brzmienie organów? Wiadomo, że w XIII w., a więc ok. 100 lat wcześniej, wymieniane są organy w opactwie cystersek w Trzebnicy. Czy był to już instrument posadowiony na stałe, czy tylko organy przenośne, tzw. portatywy, tego nie wiemy. Skoro znano je na Śląsku, mogły pojawić się i w naszej świątyni. To jednak tylko przypuszczenie.
Z pewnością organy rozbrzmiewały "u Piotra i Pawła" w II połowie XVII w. Po wielkim pożarze miasta w 1651 r., w którym znacząco ucierpiały także kościół i zamek, odbudowa świątyni trwała lat osiem. W 1659 r., o czym świadczą do dziś napisy na zwornikach, sklepiono ponownie nawę główną. Być może odbyło się to przy wtórze organowych fanfar, skoro z dokumentów wiemy, że 23 lata później, w roku 1682 Henryk Vente ustanowił testamentem swoją fundację, z której środki miały posłużyć na "odnowienie i wyzłocenie ambony, organów i chóru". Choć od tamtych wydarzeń dzieli nas, zda się, niewyobrażalnie długi okres i dziś jeszcze możemy podziwiać zewnętrzne piękno tamtego instrumentu. Prospekt organowy lub prościej - organowa szafa, w której skrywa się cały skomplikowany mechanizm - pochodzi właśnie z II połowy XVII w.
Instrument, którego słuchamy dziś, został zbudowany w 1824 r. przez Gebrudera Walthera z Góry Śląskiej. Imponował niegdyś sporą ilością 38 głosów i "romantycznym" brzmieniem. Co ciekawe - data zlecenia i wykonania świadczy częściowo o priorytetach dziewiętnastowiecznych chojnowian. Początek tego stulecia nie był dla miasta i okolic łaskawy - wojny napoelońskie wycisnęły tu również swoje piętno, czego przykładem może być stale malejąca (w stosunku do roku 1800) liczba mieszkańców. Dopiero rok 1823 przyniósł znaczący wzrost - odnotowano wówczas 2798 chojnowian. Rok później (rodzaj podzięki za przełamanie złej passy?) pojawia się zlecenie na budowę nowego instrumentu...
Tak na marginesie - w tamtym czasie miasto rzeczywiście zaczyna rozkwitać, o czym świadczy choćby stale wzrastająca liczba mieszkańców. W 1849 jest ich już 4087, a w 1905 r. - 10119.
Czas nieubłaganie robi swoje. Leczy rany - jak głosi porzekadło, ale też niszczy częstokroć to, co chcielibyśmy zachować jak najdłużej. Nie inaczej ma się rzecz z instrumentem w kościele p.w. Ap. Piotra i Pawła. Zestawienie braków, dokonane przed rokiem przez Referenta Legnickiej Kurii Biskupiej d.s. Muzyki Kościelnej, ks. mgr. lic. Piotra Dębskiego - muzykologa, musi porażać. Z 38 głosów, których słuchali niemal dwieście lat temu chojnowianie, brakuje 12., a w 9. innych są braki w obsadzie piszczałek, sięgające nawet 44 szt. w jednym z głosów (Viola di Gamba). To ponad połowa! To tak (może nie najtrafniejsze porównanie) jakbyśmy w dobrym stereofonicznym zestawie odłączyli nagle jedną z kolumn. Niby słychać, ale...
Dobrze się stało, że ks. prałat Tadeusz Jurek podjął wyzwanie renowacji instrumentu. To być może ostatni moment, by ocalić dla potomnych jeszcze jeden z nie tak przecież licznych śladów przeszłości naszego miasta. Gdy dzieło dobiegnie końca, będziemy mogli wspólnie wysłuchać dziękczynnego "Te Deum..." ze świadomością, że i my, składając dar na renowację organów, mamy w tym brzmieniu swą cegiełkę (może wówczas należałoby rzec - nutkę?)
Stanisław Horodecki