Pierwszy był holownik
G.Ch. - Na początku lipca, brał Pan udział w Mistrzostwach Świata modeli pływających na Węgrzech. Jako jeden z 19 reprezentował pan Polskę. Czym można sobie zasłużyć na taki zaszczyt?
Wojciech Huk - Niewątpliwie jest to zaszczyt, a dostąpić go można poprzez ciężką pracę. Zbudowanie modelu trwa niekiedy kilka lat, następnie trzeba tym modelem mieć trochę osiągnięć na "swoim podwórku" by dostąpić zaszczytu powołania do reprezentacji Polski i pojechać na Mistrzostwa Świata.
G.Ch. - Czy światowym mistrzostwom towarzyszą większe emocje niż na innych zawodach?
W.H. - Emocje są zawsze - mniejsze gdy wszystko idzie dobrze, ale gdy zacznie się coś nie układać po naszej myśli, to już nie jest tak wesoło. Na Mistrzostwach Świata emocje są na pewno większe, do tego dochodzi stres by wypaść jak najlepiej, tłok na wodzie, a na brzegu też nie jest lekko.
G. Ch. - Skąd zainteresowanie modelarstwem?
W.H. - Modelarstwem interesuję się od najmłodszych lat, na początku było to sklejanie modeli plastikowych, potem przyszła kolej na modele zdalnie sterowane. Jak każdy modelarz tak i ja szukałem swojej dziedziny, była " zabawa" z modelami latającymi, ale z grawitacją jeszcze nikt nie wygrał, wszystko co lata musi spaść, a moje samoloty spadały bardzo często. Po drodze były samochody, ale to nie było to. Był też modele ślizgów, choć była adrenalina, to jednak żagle wzięły górę. Za namową kolegi z modelarni zbudowaliśmy modele klasy 650 i pojechaliśmy na zawody modeli żaglowych do Brenna, tam okazało się, że to jest to. Startując w 650 zacząłem również starty w klasie NSS-A. W międzyczasie trwała budowa modelu do klasy NSS-B, jest to model kutra gaflowego VIOLA, którym startowałem na Mistrzostwach Świata. Budowa trwała rok.
Model jest wierną kopią oryginału, który od ponad stu lat pływa, obecnie pod francuską banderą. Pływanie takim modelem daje wyniki przez 3-4 lata, potem model starzeje się i traci na punktacji, więc buduje się nowy model i zabawa trwa dalej. A dlaczego właśnie żaglowce ? Bo są śliczne!
G.Ch. - Jaki był pana pierwszy model? Ile modeli Pan do tej pory złożył? Czy były takie które trafiły "do kosza"?
W.H. - Pierwszym samodzielnie wykonanym modelem był holownik Arion, powstał ponad trzydzieści lat temu. Była żaglówka klasy D10, był model boczno-kołowca. Było też kilka nietrafionych projektów między innymi kuter torpedowy, jacht motorowy Bałtyk (w tym przypadku jest szansa że model zostanie dokończony, nie trafił bowiem do kosza ). Trudno powiedzieć ile było tych modeli, na pewno kilkanaście.
G.Ch. - Jak zachęciłby Pan do modelarstwa?
W.H. -Trudno jest zachęcić do modelarstwa, wymaga ono bowiem poświęcenia, czasu, którego w dobie pogoni za pieniądzem mamy coraz mniej. No i nie jest to tanie hobby, ale zawody rekompensują wszystko. Największym wrogiem modelarza są nerwy, gdy coś nie wychodzi to najlepiej odejść, uspokoić się, a nie brnąć dalej robiąc więcej szkód niż pożytku. Bujna wyobraźnia jest mile widziana. Niektóre elementy trzeba sobie najpierw wyobrazić, żeby później wiedzieć, jak je poskładać. Gdyby był ktoś, kto chciałby spróbować przygody z modelarstwem, modelarnia przy MOKSiR daje takie możliwości, można przyjść popytać, dowiedzieć się czegoś więcej.
G.Ch. - Czy w rodzinie ktoś podziela tę pasję?
W.H. - Nie, aczkolwiek żona lubi jeździć ze mną na zawody.
G.Ch. - Inne hobby.
W. H. - Fotografia, książka, muzyka
G.Ch. - Modelarskie marzenia?
W.H. - Najbliższe to zdobycie Pucharu Polski w klasie NSS-B i dobrze wypaść w sezonie 2016. A trochę dalsze to poprawienie wyniku na następnych Mistrzostwach Świata, które odbędą się w Polsce w 2017 roku w Ornecie na Mazurach.
G.Ch. - Trzymamy kciuki!