Szczęśliwy ten, kto może pracę zawodową łączyć z pasją. Do grona takich farciarzy należy chojnowianin Jacek Saja, wieloletni pracownik Radia Plus Legnica - radiowiec z powołania.
Gazeta Chojnowska - Od dziecka marzyłeś o takiej właśnie pracy?
Jacek Saja - Absolutnie nie. Wcześniej były zapędy aktorskie - egzaminy do PWST, udział w organizacji wrocławskiego festiwalu teatrów amatorskich i wreszcie role na teatralnych deskach. Spotkanie z radiem, to był przypadek. Zaczynałem i jestem w reklamie. Przechodziłem kolejne szczeble. Szybko okazało się, że radio ma wiele stycznych z aktorstwem. Praca głosem, interpretacja, "publiczność", a nabyte umiejętności się przydały. Pomógł zapewne wyuczony zawód, którego nazwa nie mieści się w żadnej rubryce - instruktor kulturalno-wychowawczy przygotowany do pracy reżyserskiej z aktorem amatorem - animator kultury. Nie bez znaczenia jest także łatwość nawiązywania kontaktów i gadulstwo. Śmiejemy się z przyjaciółmi, że płacą mi za gadanie już od 22 lat.
G.Ch. - Płacą Ci zatem za Twoją pasję! Co fajnego jest w tej profesji?
J.S. - Wszystko powinno się robić z pasją, bo inaczej będzie przykrym obowiązkiem. A w radiu …hmm: nieprzewidywalność - każdy dzień jest inny, możliwość spotkania ciekawych ludzi. Fajne jest to, że ta praca wymaga ciągłego rozwoju i kreatywności, że uczy dyscypliny i że wciąż (nawet po 22 latach) wyzwala adrenalinę.
To bardzo skrajny zawód - wdzięczny i niewdzięczny. Wymaga wszechstronności. Robiąc materiał, należy być przygotowanym do rozmowy nawet na tematy, o których nie ma się pojęcia. Trzeba umieć poprowadzić rozmowę - zręcznie formułować pytania, jeśli rozmówca jest małomówny, "wyciągać" treściwe odpowiedzi, a z tych obszernych wybierać sedno. Jednocześnie należy dbać o język, który musi być prosty (ale nie prostacki). Realizacja każdej audycji przynosi wiele satysfakcji.
G.Ch. - Ale bywają zapewne kłopotliwe, kontrowersyjne, niewygodne tematy.
J.S. - To właściwie codzienność. Zachowanie obiektywizmu nie jest rzeczą prostą - trzeba zdać się na instynkt i wiedzę. Kłopotliwe są też nagłe zaniki pamięci. Zdarzają się tzw. czarne dziury - np. wypada Ci z głowy nazwisko osoby, którą dobrze znasz. Tu, jak w życiu: z dystansem do siebie i z szacunkiem do innych. Najtrudniejsze są chyba relacje na żywo. (… już niedługo z Dni Chojnowa) Kiedy zapala się czerwona lampka i suwak idzie w górę, czasem wszystko zawodzi - dykcja, oddech, pamięć. A nie ma tu miejsca na poprawienie się, na montaż. Istnieje także ryzyko że nasz rozmówca, który jest zestresowany, powie coś nieodpowiedniego lub o czymś zapomni. Trzeba ratować sytuację i dopiero po wszystkim schodzi z nas po-wietrze, spięcie i koncentracja. Wydawać by się mogło, że po 20 latach pracy nie ma już tremy, zdenerwowania, ale tak nie jest. Choć doświadczenie pomaga. Mimo to, a może dzięki temu, praca w radiu daje codzienne małe sukcesy - udało się przeprowadzić fajną rozmowę, zmontować dobrze jakiś materiał… Oczywiście pojawiają się także porażki, ale czy sukces czy porażka - obie te rzeczy mobilizują. I chyba mnogość wszystkich tych doświadczanych wrażeń daje ciągle frajdę.
G.Ch. - Niewątpliwie praca w mediach jest niezwykle interesująca i dużo można by mówić o ciekawych ludziach, zdarzeniach… Możesz w pamięci wyszukać jedną historię, którą uznajesz za wyjątkową?
J.S. - Relacjonowaliśmy na żywo wizytę w Legnicy papieża Jana Pawła II. W momencie pożegnania, przedostaliśmy się jakimiś bokami na lotnisko skąd papież odlatywał śmigłowcem. Zainstalowaliśmy się na platformie po nagłośnieniu. Kolega na dole, ja na górze, wyposażeni w ówczesny sprzęt do relacji - skrzynkę akumulatorową, kolorowe kable, mikrofon przypominającym krótkofalówkę... Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że mogliśmy kojarzyć się z zamachowcami. Dla patrolujących teren policjantów ewidentnie wyglądaliśmy bardzo podejrzanie. W trakcie relacji wywiązała się gorączkowa dyskusja, którą starał się uspokoić mój kolega. Ja skupiony na przekazywaniu informacji z pożegnania Papieża, nie do końca wiedziałem co dzieje się na dole. Kątem oka widziałem zdenerwowanych ludzi w mundurach, jeden z nich wymachiwał bronią, kolega rozpaczliwie krzyczał "dajcie mu dokończyć relację"- sytuacja wyglądała bardzo poważnie. Mimo to nie przerwałem, nie wiedząc nawet, czy w eterze nie słychać kłótni, do tego odgłosów silnika śmigłowca i głośno bijących, dzwonów. Dziś śmiejemy się z tego, ale różnie mogło się to skończyć. Informacja
o wylocie Ojca św. na szczęście dotarła do słuchaczy bez zakłóceń, a po jej zakończeniu udało się na spokojnie wyjaśnić całe nieporozumienie.
G.Ch. - Mógłbyś teraz zmienić zawód?
J.S. - Były jakieś propozycje, pomysły, własna działalność. Zawsze jednak dotyczyły pokrewnych profesji. Czasami chciałoby się zmienić miejsce, perspektywę, podpatrzeć, jak pracują inni, nauczyć się czegoś nowego. Takie przemyślenia dotyczą pewnie większości - każdy, kiedyś, jakoś - chciał zmienić pracę. Ale minęło i nie żałuję …
G.Ch. - Poza radiem, masz inne pasje?
J.S. - Wiele satysfakcji daje mi konferansjerka, która w jakimś stopniu zaspokaja moje aktorskie ambicje. W wolnym czasie jednak, najchętniej wybieram łowiectwo - niesłusznie napiętnowaną pasję, o której etycznych i przyrodniczych walorach mógłbym rozmawiać godzinami.
Dla mnie obcowanie z przyrodą, doświadczanie rytmu dnia natury, to higiena psychiczna, idealna forma relaksu, regeneracji i BYCIA. Moment pociągania za spust jest najmniej przyjemny, zdarza się rzadko i w uzasadnionych sytuacjach.
Lubię też gotować, wędkować i lubię konie, miłością do których zaraziła mnie żona.
G.Ch. - Radiowe marzenie?
J.S. - Nie zastanawiałem się nad tym. Nigdy nie miałem zapędów do robienia kariery. "Woda sodowa" mi nie grozi. Z dużą pokorą i samokrytyką podchodzę do tego, co robię.
Codzienność jest na tyle atrakcyjna, nieprzewidywalna …, a poza tym żona, troje dzieci, las - nie mam czasu ;-) Nie … nie mam radiowych marzeń.
G.Ch. - Czego życzy się radiowcom?
J.S. - Hmm… Zwykle w polskiej tradycji chcemy, żeby coś się połamało - maturzystom życzymy połamania pióra, kolarzom - kół, myśliwym - strzelby, wędkarzom - "kija"… Radiowcom będziemy chyba łamać mikrofon. Na poważnie - ciekawych ludzi i sytuacji, dzięki którym wciąż będzie można się uczyć.
G.Ch. - Dziękując zatem za rozmowę, życzymy wielu interesujących, inspirujących i niezapomnianych wydarzeń.