Dwa piękne jubileusze Złotych Godów odbyły się 23 kwietnia w chojnowskim Urzędzie Stanu Cywilnego. Postanowieniem Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej medale "Za długoletnie pożycie małżeńskie", z rąk burmistrza Jana Serkiesa, otrzymali tego dnia Państwo Łucja i Edward Stelmaszczyk oraz Krystyna i Władysław Marciniszyn.
- Jestem niezmiernie wzruszony, że przypadło mi w udziale spełnienie tak miłego i niecodziennego obowiązku celebrowania Złotych Godów - mówił podczas uroczystości burmistrz. - Niecodzienna ta uroczystość jest przykładem zgodnego i umiejętnego współżycia najmniejszej komórki społecznej, jaką jest rodzina. Drodzy Jubilaci, życie, to ciągły marsz. Marsz do pracy, marsz z dnia na dzień i marsz z teraźniejszości w przyszłość. Ale nie zawsze ten marsz odbywa się w towarzystwie drugiej osoby. Czasem mamy to szczęście, tak jak Wy, iść z kimś przez życie, a czasem los nas bezlitośnie od tej drugiej osoby oddziela. I dlatego dobrze jest mieć kogoś bliskiego, z kim można iść razem przez życie, kogoś komu można zaufać i na kim można polegać...
Zanim Jubilatów udekorowano medalami, w ciepłych słowach dziękowali sobie nawzajem za wieloletnie wsparcie, opiekę, zrozumienie i przywiązanie.
- I przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było nadal szczęśliwe i trwałe - obiecywali sobie małżonkowie.
Wzruszającą ceremonię wieńczył szampan i serdeczne gratulacje od bliskich.
***
Łucja i Edward Stelmaszczyk
50 lat temu młody Edward przyjechał do Chojnowa służbowo. Zatrzymał się w hotelu, gdzie Łucja odwiedzała koleżankę. Tak się poznali. Piękna Łucja od razu zauroczyła chłopaka. W jej oczach, on też miał w sobie coś, ale musiał starać się kilka miesięcy, by Lucia poczuła, że to TEN jedyny. Po ślubie zamieszkali u jej rodziców, po 10 latach, z dwójką dzieci wyprowadzili się "na swoje". Na świat przyszła kolejna dwójka. Państwo Stelmaszczyk stworzyli wspaniałą rodzinę - kochający się rodzice i czworo dzieci - dwóch synów i dwie córki. Życie płynęło spokojnym rytmem. Pani Łucja całe zawodowe życie przepracowała w Reniferze, a Pan Edward głównie w budownictwie. Ich wspólną pasją było ogrodnictwo (lubili zajmować się działką) i taniec (z upodobaniem chodzili na dancingi). Lata mijały niepostrzeżenie. Państwo Stelmaszczyk żyli w myśl zasady "zgoda buduje, niezgoda rujnuje" i to chyba jest ich recepta na dobre małżeństwo.
Dziś cieszą się z 6 wnucząt i oczekują prawnucząt. Liczą, że przed nimi wiele jeszcze wspólnych lat w gronie powiększającej się rodziny.
Krystyna i Władysław Marciniszyn
Krysia i Władek od dziecka mieszkali w Dobroszowie. Znali się, ale nie darzyli wyjątkową sympatią.
Dopiero kiedy Władek wrócił z wojska, młoda, piękna Krystyna zwróciła jego uwagę. Przypadkowe spotkania, nieśmiałe rozmowy, wymiana spojrzeń - szybko oboje zorientowali się, że coś ich do siebie przyciąga. Zaczęli częściej się spotykać, więcej rozmawiać, bliżej poznawać. Zanim podjęli decyzję o ślubie minęły cztery lata. Sakramentalne "tak" powiedzieli sobie w pełnym przekonaniu, że właśnie tworzą nową historię swojego życia z wyjątkową, drugą osobą.
Pierwsze dwa lata po ślubie spędzili dzieląc mieszkanie z rodzicami Krystyny. Perspektywy na własne "M" i pracę dawał Chojnów, dlatego, nie zastanawiając się długo, przenieśli się do miasta. Decyzja była słuszna. Oboje znaleźli tu pracę - ona w Dolpakarcie, on w PBROL. Rozpoczęli w pełni dorosłe, samodzielne życie. Na świat przyszły dzieci - syn i córka. Dni wypełniała praca zawodowa i obowiązki domowe. Wspólnie zajmowali się dwiema działkami, latem wyjeżdżali na rodzinne wczasy. Pięćdziesiąt lat małżeństwa minęło niezauważenie.
Dzieci są już niezależne, a ród powiększył się o 3. wnucząt. Państwo Marciniszyn wierzą, że mają przed sobą wiele jeszcze wspólnych lat i, że nigdy nie będą ciężarem dla bliskich.
Nie mają recepty na zgodny związek. Twierdzą jednak, że podstawą jest szczerość, siła i empatia.
Obu parom życzymy zdrowia i wszelkiej pomyślności.