To jeden z wybitniejszych twórców naszego miasta, doceniany w kraju i zagranicą.
Członek Związku Polskich Artystów Plastyków, aktywny działacz w lokalnym środowisku sztuki. Zbigniew Halikowski ma w swoim dorobku setki prac, które prezentował na licznych wystawach krajowych i międzynarodowych.
Gazeta Chojnowska. - Te szpalty poświęcone są ludziom z pasją. Czym dla Ciebie jest pasja?
Zbigniew Halikowski - To karma, pożywienie, bez którego nie da się żyć. Współczuję ludziom, którzy nie potrafią znaleźć swojej namiętności. Oprócz pracy zawodowej, życia rodzinnego każdy chyba potrzebuje swojej strefy duchowej, indywidualnego świata otoczonego hermetyczną bańką, do którego nikt inny nie ma wstępu.
G.Ch. - Zbigniew Halikowski znany jest jako autor niezwykłych portretów i obrazów wykonanych ołówkiem.
Z.H. - Tak, ale zaczynałem od obrazów olejnych. Już w podstawówce. Moja mama malowała i zawsze miałem dostęp do farb. Potem była akwarela i pierwsza wystawa w szkole średniej. Obrazy namalowane w tym okresie wystawiałem jeszcze kilka razy na zbiorowych wystawach w chojnowskim muzeum, ale przez długie lata nie miałem w rękach pędzla. Jak to zazwyczaj bywa przypadek sprawił, że kumulujący się we mnie twórczy potencjał (z czego nie zdawałem sobie sprawy) eksplodował z ogromną siłą uwalniając artystyczne demony. Córka poprosiła o rysunek dla koleżanki na urodziny. Wręczyła mi kartkę i ołówek. Narysowałem gołębia. Córka uznała, że wyszedł wspaniale i następnego dnia ponownie podsunęła mi czystą kartkę i ołówek. – Musisz tato rysować! I zacząłem. W przeciągu czterech kolejnych lat (sypiając mniej więcej trzy godziny na dobę) miałem 10 wystaw, przyjęto mnie do Związku Polskich Artystów Plastyków, a mój warsztat dojrzewał. To krótkie i dosadne zdanie uruchomiło ciąg zdarzeń, które wciąż się toczą.
G.Ch. - Tak jak opowieści, które tworzysz od 15 lat. Twoje obrazy są bardzo wyraziste, realistyczne, ekspresyjne. Składa się na nie wiele elementów i szczegółów. Mimo to nie są czytelne dla przeciętnego odbiorcy. Co w nich przekazujesz, do kogo są skierowane?
Z.H. – Moje obrazy są wyimaginowane, surrealistyczne, zawierają wątki osobiste tym samym realistyczne - to mix chwil, zapis dnia, godzin, sekund z mojego życia. Każda liczba, motyw, obiekt jest elementem przejść-zdarzeń, które przeżyłem i tych, które nastąpią. To swoisty pamiętnik, w którym nieustannie łączę i notuję fakty i fikcje. Z pewnością nie sposób z tej plątaniny wątków złożyć MOJĄ historię. Tylko wnikliwy, wrażliwy odbiorca, mając możliwość śledzenia następujących po sobie odsłon, może wychwycić pewne etapy mojego życia. Są to jednak intymne opowieści, więc nie kieruję ich do żadnego odbiorcy, ale chciałbym, żeby inni mogli w nich odnaleźć ślady własnego życia, własnych przeżyć. Tak zresztą się dzieje.
G.Ch. – Zapewne stąd mnogość wystaw.
Z.H. – Być może. Nie zastanawiałem się nad tym. Nie jestem artystą komercyjnym, nie rysuję z myślą o wypełnieniu kolejnej wystawy. Niemniej jest mi bardzo miło kiedy widzę tłumy na wernisażach, kiedy ludzie z zainteresowaniem dopytują, komentują, kiedy deklarują chęć posiadania wybranej pracy. Sam jestem zaskoczony ilością wystaw. W okolicy było ich kilkanaście, ponadto Wrocław, Radom, Duszniki Zdrój, Lwówek Śląski, Oborniki Śląskie, Oława, Żagań, Bolesławiec, Lubin, Legnica, Środa Śląska. Wystawiałem także w Niemczech i Czechach.
G.Ch. - Kiedy zasiadasz do rysowania?
Z.H. – Domyślam się, że pytasz o tzw. wenę. To nie tak. Ja rysuję w zasadzie codziennie. Każdego dnia w naszym życiu dzieje się coś istotnego. Każdego dnia czuję potrzebę odnotowania tego i przełożenia ołówkiem na papier. Obrazy nie powstają w kilka godzin. Jednej pracy nadaję kształt nawet miesiąc. Ciekaw rezultatu, zdając się na „kreatywne JA",„dopisuję" kolejne wątki,. Największą przyjemność daje mi tworzenie i właśnie efekt zaskoczenia. Wspomniałem wcześniej, że ta moja pasja, to karma, paliwo, bez którego życie straciłoby dla mnie sens. To może trochę patetyczne, ale ja już się o tym przekonałem – rysowanie jest mi potrzebne do egzystencji.
G.Ch. – Jesteś także członkiem chojnowskiej Skoranty? To kolejna pasja?
Z.H. - … (dłuższe milczenie). Właśnie sobie uświadomiłem, że muzyka jest dla mnie równie ważna jak rysunek. Jestem w chórze, bo stworzono w naszym mieście taką możliwość, ale od wielu lat śpiewam, gram na akordeonie (mam ich kilka w różnych miejscach) i nie wyobrażam sobie dnia bez lirycznych dźwięków. Mało tego, każdy mój rysunek ma swoją piosenkę. Rysuję i gram, rysuje i gram - na przemian. To mój artystyczny, duchowy świat. Muzyka chyba nawet jest mi bliższa niż plastyka. Głębiej ją przeżywam, mocniej chłonę, wręcz konsumuję. Wybranych kompozycji uczę się na pamięć i dopiero kiedy zagram i zaśpiewam czuję wewnętrzne ukojenie. Tak na mnie działają utwory Kowalika, Bajora, Meca.
G.Ch. - Są jeszcze inne pasje?
Z.H. – Uwielbiam górskie wędrówki, przyrodę i kulturę gór. Gram w góralskiej kapeli, którą tworzę z kilkoma przyjaciółmi. Wspólne biesiady w otoczeniu majestatycznych masywów, dzikiej przyrody, bliskich mi osób, w specyficznym klimacie i przy muzyce – idealny świat Halikowskiego. Dodam, że kartkę i ołówek mam zawsze przy sobie.
G.Ch. - Artystyczne marzenie?
Z.H. – Jest jedno, które wiem, że nie ma szans nigdy się ziścić. Dla mnie wybitnym, genialnym artystą jest każdy kompozytor. Stworzyć melodię, poukładać dźwięki, uszeregować nuty – majstersztyk. Chciałbym móc, ale mimo całego mojego uwielbienia dla muzyki…, to nierealne.
G.Ch. – Jeszcze nie tak dawno nigdy nie pomyślałbyś, że spod twoich rąk wychodzić będą tak fascynujące prace. Być może wkrótce odkryjesz w sobie także dar tworzenia muzyki. Szczerze Ci tego życzę.