Ta pasja jest jedną z nielicznych, która bardzo często przechodzi z pokolenia na pokolenie. Hodowlą gołębi zajmował się dziadek, potem ojciec i syn… Czy tak było w przypadku kolejnego bohatera cyklu "Ludzie z pasją"?
Zbigniew Kociuba hoduje gołębie od niemal 50 lat. Miłość do tych ptaków zdominowała nie tylko jego życie prywatne, ale i zawodowe.
Gazeta Chojnowska- Ta pasja to scheda po przodkach?
Zbigniew Kociuba - Może to dziwne, ale nie. Chociaż niewykluczone, że któryś z dalszych przodków, o którym nie wiem, hodował gołębie. To by tłumaczyło moje zamiłowanie, bo innego nie potrafię zna-leźć. Miałem chyba 5 lat kiedy zauważyłem, że na nasze podwórko przylatują gołębie sąsiada. Lubiłem obserwować jak się zachowują, jak wyjadają ziarno kurom, jak trzepocą skrzydłami, zalecają się, kłócą… Zapragnąłem mieć takie ptaki na własność. Tato, widząc moje zainteresowanie, wybudował gołębnik i przyniósł od kolegi kilka gołębi. I tak to się zaczęło. Z początku zajmowałem się nimi trochę na wyczucie, ale znajomi hodowcy chętnie dzielili się doświadczeniem
i udzielali mi porad. Zacząłem też czytać specjalistyczne pisma. Z każdym rokiem nabierałem praktyki i upewniałem się, że to jest to, czym chcę się zajmować. No i się zajmuję - już prawie 50 lat. Od 36 jestem członkiem Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych.
G.Ch. - Po co hoduje się gołębie?
Z.K. - A po co zbiera się znaczki, chodzi na ryby, gra w szachy…? To proste pytanie, ale odpowiedź nie jest łatwa. Trudno bowiem zdefiniować zamiłowanie do jakiegoś zajęcia. Czuję po prostu taką potrzebę. Obcowanie z gołębiami i opiekowanie się nimi sprawia mi ogromną przyjemność i satysfakcję. My, hodowcy gołębi pocztowych jesteśmy dodatkowo trenerami, traktujemy nasze hobby jako formę sportowej rywalizacji. Mobilizują nas kolejne zawody, dążenie do lepszych wyników, doskonalenie, pęd do osiągnięć i (nawet drobnych) sukcesów. Oczekiwanie na powrót gołębia, który ma do przelecenia kilkaset kilometrów, rozważanie jego możliwości, z jaką prędkością pokona dystans (a potrafi rozwijać nawet 120 km/h), jaką pozycję zajmie w klasyfikacji - emocje i ekscytacja. Godzinami możemy opowiadać o ich zachowaniach, bystrości umysłu, niezwykłym wzroku, fenomenalnej pamięci przestrzennej czy zdolnościach nawigacyjnych. To wszystko daje ogromną radość, zadowolenie, samorealizację. Działamy też społecznie na rzecz branżowych zrzeszeń, spotykamy się z ludźmi, wymieniamy poglądami, radzimy, planujemy… I o to wszystko chyba w uprawianiu hobby chodzi.
G.Ch. - Ta pasja wymaga dużo czasu i pieniędzy.
Z.K. - No tak. Żeby mieć wyniki i zdrowe stado trzeba naprawdę wiele poświęcić - czasu, pieniędzy, a nawet życia rodzinnego. Znam wiele przypadków rozpadu związków i konfliktów, których przyczyną jest właśnie zamiłowanie do hodowli. Mam 200 gołębi. Każdego dnia trzeba je nakarmić, napoić, wyczyścić klatki, przeprowadzić trening. Do tego obowiązkowe szczepienia, podawanie witamin, wyjazdy na zawody, wystawy i wiele innych czynności sezonowych. W moim przypadku dochodzi jeszcze prowadzenie sklepu, który uruchomiłem 21 lat temu. Gołębie zajmują każdy mój dzień. W takiej sytuacji nie ma mowy o kilkudniowym urlopie czy wakacjach z rodziną. To rzeczywiście wymagająca pasja. Chyba dlatego wśród młodych ludzi spada zainteresowanie hodowlą gołębi. Mimo, że możliwości zakupu sprzętu, karmy, suplementów, oprzyrządowania, rozmaitych akcesoriów są dzisiaj kwestią kliknięcia myszką w sklepie internetowym, młodzież preferuje zupełnie inne rozrywki. W przeszłości było nas - hodowców - zdecydowanie więcej. My mieliśmy trudniej, ale może właśnie dlatego wszystko nas cieszyło i sprawiało satysfakcję. Wprawdzie zdarzają się chętni, ale brak tolerancji najbliższego otoczenia (mam na myśli sąsiadów, którzy ostro oponują jak tylko dowiadują się o hodowli gołębi w pobliżu ich domów) gasi ich zapał. Kiedyś ludzie byli milsi.
G.Ch. - Jakie zatem profity z takiego poświęcenia?
Z.K. - Spełnienie. Sens życia i wspomniana tu już kilkakrotnie satysfakcja.
Z dóbr materialnych - nagrody, puchary, dyplomy. Przez czterdzieści parę lat zebrało się ich kilkaset. Dawno przestałem liczyć, co nie znaczy, że przestały mnie cieszyć. Wręcz przeciwnie. Jestem zdania, że każdy powinien mieć jakąś pasję. Nie każdy może o tym wie, ale hobby, wszystko jedno jakie, to endorfiny szczęścia i komfort psychiczny. A to najważniejsze elementy naszej egzystencji.
G.Ch. - Rodzina podziela to hobby?
Z.K. - Nie, ale jestem im niezmiernie wdzięczny za zrozumienie i pomoc. Bliscy już dawno uznali, że nie ma co walczyć z moim "nałogiem". Zaakceptowali go i kiedy wyjeżdżam na zawody, wiem, że pozostałe w klatkach gołębie zostawiam pod dobrą opieką.
G.Ch. - Wiemy już, że gołębie zdominowały całe Pana życie, ale przypominamy sobie, że przed laty z wielką pasją oddawał się Pan także muzyce. Gitara przegrała z gołębiami?
Z.K. - Absolutnie nie. To moja druga miłość. Od 16.roku życia, przez 30 lat grałem na gitarze i akordeonie. Chojnowianie z pewnością pamiętają zespół Kociuby - byliśmy z bratem etatowymi muzykami w Jubilatce. Czasy dancingów i grania na weselach skończyły się, ale nie wyobrażam sobie dnia bez instrumentu. Niemal codziennie, wieczorem, po wypełnieniu obowiązków hodowcy i handlowca siadam z gitarą i przy dźwiękach strun wspominam… To dla mnie wspaniały relaks. Zdarza mi się także jeszcze od czasu do czasu grać na kameralnych uroczystościach. Jestem wtedy w swoim żywiole - trudno rozstać się z czymś co towarzyszyło niemal przez całe życie.
G.Ch. - Dziękując za rozmowę życzymy tyle samo powrotów gołębi z lotów, ile zostało puszczonych, sukcesów i zdrowia - dla Pana i całego stada.