Dla Kamila pojechali starym Żukiem nad Zatokę Baskijską - Gazeta Chojnowska w ramach portalu E-Informator.pl



artykuły:

ostatnie
popularne
komentowane
regulamin
archiwum PDF
stopka redakcyjna
ogłoszenia
podgląd artykułów
podgląd komentarzy



Dla Kamila pojechali starym Żukiem nad Zatokę Baskijską



 

O wspaniałej inicjatywie Oldimer Chojnów pisaliśmy w poprzednim numerze G.Ch. Załoga wróciła już z wielkiej ekspedycji i specjalnie dla naszych Czytelników przygotowali relację z charytatywnej podróży.

 

W sobotę 2 września o godzinie 10:00, Ekspedycja Charytatywna Oldtimer Chojnów i Wolontariat KGHM wystartowała spod Urzędu Miejskiego. Pożegnały nas rodziny, znajomi, chojnowianie oraz Burmistrz Jan Serkies. Były łzy i pamiątkowe wpisy na przednim zderzaku. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że czeka nas wielka wyprawa i wyzwanie.

Po opuszczeniu miasta ruszyliśmy w stronę granicy niemieckiej. Po drodze zatrzymaliśmy się na kilka minut u Edmunda Buko w Żarskiej Wsi, kolekcjonera zabytkowych samochodów, który jest przyjacielem klubu Oldtimer Chojnów. Następnie ruszyliśmy w kierunku Czech.

Po czeskiej stronie pojawiły się pierwsze problemy z autem. Przy zjazdach z góry wyczuwalny był w aucie zapach spalenizny. Byliśmy początkowo przekonani, że wypala się płyn hamulcowy, który był ostatnią usterką zdiagnozowaną przed wyprawą. Zatrzymywaliśmy się więc kilkukrotnie, by sprawdzić co się dzieje z autem. Przyczyną okazało się ocieranie zawieszenia o karoserię przy większych przechyłach pojazdu. Wymagało to od prowadzących zmniejszenia prędkości na pokonywanych zakrętach. W miejscowości Zakupy w Czechach trafiliśmy na festyn z okazji 150-lecia Straży Pożarnej. Była to okazja, by dumnie zaprezentować Żukiettę, która dawniej również była pojazdem strażackim.

Chwila przerwy została wykorzystana na paprykówkę z grilla i obejrzenie pojazdów strażackich. Na wystawie były wozy drabiniaste z ręczną pompą, Tatry i Pragi z lat 60-tych i 70- tych, oraz najnowsze pojazdy. Czesi pomachali nam na do widzenia, życząc udanej wyprawy.


(szerokość: 750 / wysokość: 421)


Po kolejnej godzinie jazdy nastąpiła pierwsza i jak się okazało - ostatnia awaria pojazdu. Uszkodzeniu uległ pasek klinowy, który Jurek Antoszczuk wymienił  w niespełna 15 minut.

Przed wieczorem przekroczyliśmy granicę czesko-niemiecką. Naszym celem do osiągnięcia było schronisko młodzieżowe nieopodal  Egelsbach. Planowaliśmy tam dojechać na godzinę 23:00. Jednak nasze tempo jazdy oraz liczne przerwy pokrzyżowały plany.

O 3:00 w nocy postanowiliśmy zatrzymać się i trochę przespać w samochodzie.O godzinie 7:30 zadzwonił telefon. Dzwoniła Ewa moja kuzynka, która mieszka niecałe 40 km od Egelsbach. Wiedziała o naszej wyprawie i zaproponowała poranną kawę. Nie sposób było odmówić, ruszyliśmy więc pod podany adres. Ewa wraz z mężem Rolandem czekali już na nas przed domem. Wszyscy kolejno wędrowaliśmy do łazienki zmieniając się przy kuchennym stole. Na godzinę 12:00 zaplanowaliśmy odwiedziny miasta partnerskiego Chojnowa, wspomnianego Egelsbach. Zajechaliśmy autem pod urząd miasta oraz zrobiliśmy honorową rundę wokół rynku.


(szerokość: 750 / wysokość: 421)


Kolejny cel na mapie, to Paryż. Kilometry na liczniku powoli narastały, a my zachwycaliśmy się urokami mijanych wiosek i krajobrazów. I tak droga przywiodła nas do malowniczego miasteczka Idar Oberstein. Przez zupełny przypadek trafiliśmy na rajd pojazdów zabytkowych. Jak opowiedziałem organizatorom, o naszej ekspedycji charytatywnej zostaliśmy zaproszeni na rynek.


(szerokość: 750 / wysokość: 421)


Tam w kilku słowach przybliżyliśmy mieszkańcom miasta nasze auto, cel wyprawy i opowiedziałem historię Kamila Wawrucha. Wielu spośród zgromadzonych postanowiło wesprzeć finansowo małego Kamila. W sumie udało nam się w 20 minut zebrać 229,60 Eur. Spontaniczna reakcja spotkanych ludzi dodała nam energii na kolejne dni.

Wieczorem przekroczyliśmy granicę Francji i udaliśmy się na camping. Zmęczeni podróżą rozbiliśmy namioty i posilając się zupą błyskawiczną z dalekiej Azji poszliśmy spać. Około 7 rano obudziło nas słoneczko. Zaczynał się kolejny wspaniały dzień, a do Paryża zostało już tylko 400 km! Dla naszego Żuka, to prawie cały dzień jazdy. Spakowaliśmy auto i po śniadaniu ruszyliśmy w drogę. Tuż po godz. 21 zaparkowaliśmy auto pod Wieżą Eiffla. Kolejny ważny etap wyprawy osiągnięty. Pora na pamiątkowe zdjęcia i telefony do rodziny. Następny przystanek to Katedra Notre-Dame, pod którą przygotowaliśmy skromną francuską kolację. Był więc ser długodojrzewający, szynka parmeńska i pomidory. Podziwialiśmy przepływające po Sekwanie wycieczkowce i delektowaliśmy się "smakiem" Paryża. Po północy poszliśmy spać do wcześniej zarezerwowanego hoteliku.

Kolejny cel, to Bordeaux z przystankiem u przyjaciółki Violetty mieszkającej  przy trasie naszej podróży. Wspaniała domowa kuchnia, a  szczególnie pyszny żurek oraz mnóstwo śmiechu przy obiedzie spowodowały, że poczuliśmy się jak w domu. Niestety nie mogliśmy zostać zbyt długo, bo musieliśmy trzymać się naszego planu i pilnować samodyscypliny.

Po północy wjechaliśmy do miasta położonego nad ogromną rzeką Garonną. Iluminacja miasta, ogromne mosty i wąskie uliczki zachęcały do pozostania na dłużej. My postanowiliśmy pojechać jednak dalej. Postój zaplanowaliśmy na polu campingowym pod najwyższą wydmą Europy. Wydma Piłata - wznosi się na wysokość 106 m! Niestety, w nocy wjazd na pole campingowe był niemożliwy. Nie było wyboru, postanowiliśmy ponownie położyć się spać w naszym Żuku.

Rano obudziło mnie chóralne sto lat odśpiewane przez kolegów z Oldtimer Chojnów czyli pozostałej załogi Żukietty. Kolejny prezent urodzinowy, to wspinaczka na wydmę. Ciężko to sobie wyobrazić, ale pokonanie 100 metrowej góry piasku przypominało wspinaczkę na jeden z ośmiotysięczników. Za to widok z góry na zatokę Biskajską zapierał dech. Kąpiel w oceanie i powrót do auta.


(szerokość: 750 / wysokość: 421)


Do Noja w Hiszpanii wydawało nam się już tak blisko, że po śniadaniu postanowiliśmy bez zatrzymywania dojechać na miejsce. W praktyce osiągnęliśmy cel podróży późnym popołudniem.

Szczęśliwi jak dzieci i zmęczeni jak po bitwie. Ulokowaliśmy się w naszej bazie noclegowej i poszliśmy na kolację. Z karty wybraliśmy 5 różnych dań, które potwierdziły, że trud się opłacił. Hiszpańska kuchnia potrafi wprawić w osłupienie pikantnym chorizo, albo łagodnąi subtelną rybą.

Nasz samochód zaparkowany w centrum miasta wzbudzał ogromne zainteresowanie. Przechodnie robili sobie przy nim pamiątkowe fotografie i chętnie zaglądali do środka. Czasem pytali nas o wyprawę i musieliśmy wszystko opowiadać. To było dla nas naprawdę miłe.



(szerokość: 750 / wysokość: 421)


Santona, w której zatrzymaliśmy się na trzy dni, ugościła nas po królewsku. W tym samym czasie rozpoczęła się miejscowa fiesta, która trwa aż 10 dni. Wspaniała muzyka, orkiestry uliczne i liczne zabawy pokazują jaki świat jest piękny. Utwierdziło nas to w przekonaniu, że warto jest podejmować działania i wysiłek, bo los potrafi się wspaniale odwdzięczyć.

9 września w sobotę ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem kilometry mijały szybciej. Być może dlatego, że padł nasz rekord prędkości, a GPS wskazał 109 km/h!

W drodze powrotnej odwiedziliśmy kolejne miasto partnerskie Chojnowa, a mianowicie francuskie Commentry. Wspaniałe powitanie zgotowała nam miejscowa Polonia. Widać było, że są ciekawi nie tylko naszej ekspedycji, ale wszystkiego co z Polską i Chojnowem związane. Bardzo chcą zaangażować się w pomoc dla Kamila i na pewno będą w swoim regionie prowadzić zbiórkę pieniędzy na leczenie.

Kolejną noc spędziliśmy w aucie, w miejscowości Dole. Plany zwiedzenia w drodze powrotnej Nancy - miasta króla Leszczyńskiego, popsuła pogoda. Nie ryzykowaliśmy przemoknięcia i pojechaliśmy do Polski. Im bliżej domu tym byliśmy coraz bardziej zmęczeni. Naprawdę dawało się odczuć trud podróży. A może to nie zmęczenie tylko ilość wrażeń i nowych doświadczeń powodowała, że łatwiej zasypialiśmy?

O 3 w nocy przekroczyliśmy polską granicę, a o 4:50 wjechaliśmy do Chojnowa. Na wjeździe czekał na nas Pan Adam Wawruch - tato Kamila. Gratulował nam udanej wyprawy i wszystkiego co zrobiliśmy dla Kamila. To spotkanie było niezmiernie ważne, bo czuliśmy, że nie była to zwykła wycieczka Żukiem do Hiszpanii, ale prawdziwa ekspedycja, która odmieni los Kamila.

***

Krótkie podsumowanie.

Żuk to wspaniały pojazd, który z jedną awarią, nie licząc zagubionej osłony łożyska, pokonał dzielnie prawie 6 tys. kilometrów.

Auto jest w pełni oryginalne bez przeróbek z oryginalnym silnikiem i trzybiegową, niezsynchronizowaną skrzynią biegów.

Nie mieliśmy problemów na trasie, a zawsze spotykaliśmy się z ogromną życzliwością i zainteresowaniem.

Auto całą trasę pokonało ze średnim zużyciem w okolicach 16-17 litrów paliwa na 100 km. Na całą trasę dolaliśmy 4 litry oleju.

Kilka razy nie chciał odezwać się rozrusznik i trzeba było popchnąć auto. Ale nie można mieć pretensji do 32 letniego auta.

 

Załoga Żukietty w składzie: Karol Ługowski, Tomasz Halikowski, Paweł Luźniak, Jerzy Antoszczuk i Grzegorz Zabierowski - dziękuje wszystkim, którzy przyczynili się do naszej ekspedycji.

 

Więcej na facebooku Żuketty

 




Grzegorz Zabierowski
Napisz swój własny komentarz
Tytuł:      Autor:

serwis jest częścią portalu www.E-Informator.pl przygotowanego przez MEDIART © w systemie zarządzania treścią CMS Kursorek | Reklama