"Spieszmy się kochać ludzi. Tak szybko odchodzą..."
Ks. Jan Twardowski Cmentarz Chojnowski... Wielu z nas przychodzi tu tylko Dniu Wszystkich Świętych, ewentualnie następnego dnia w tzw. Zaduszki. Jedni twierdzą, że nie lubią tego miejsca - odczuwają przed nim pewnego rodzaju lęk. Dla wielu innych jest to miejsce, gdzie po raz kolejny, mogą spotkać się z tymi, którzy tego dnia nie doczekali. Jeszcze inni przychodzą, by... po prostu odpocząć, zrelaksować się. Spokój i cisza, jakie panują na cmentarzu, mają naprawdę dobroczynny wpływ na skołatane nerwy, pozwalają oderwać myśli od szarej codzienności.
Jak co roku przychodziłem tutaj nie raz w czasie swoich kilkudziesięciu lat życia (nie powiem ilu), choć był kiedyś czas gdy - co tu kryć - nie lubiłem cmentarzy. Kojarzyły się one, ze smutkiem, nasuwały refleksje nad marnością ludzkiego życia. Opuszczana do dołu trumna, stuk padających na nią grud ziemi, łzy ludzi zebranych wokół miejsca pochówku... i jeszcze jedno - czy taki na prawdę musi być koniec?
Z czasem z innej perspektywy zacząłem patrzeć na cmentarz. Spokój, który panuje w miejscu, gdzie można przysiąść na ławeczce przy grobie, rozpamiętywać minione lata... Atmosfera cmentarza bardziej odpowiadała mi (o ile tak można powiedzieć) w porze letniej, kiedy można na nim było schować się przed upałem pod rosnącymi tam drzewami. Nie było to wtedy miejsce "straszne" - tu można było oderwać się od codzienności. Szczerze przyznaję, polubiłem wówczas spacery między grobami, atmosferę ciszy i spokoju.
Mijały lata. Coraz częściej musiałem (i to już nie było przyjemne, wręcz przeciwnie) uczestniczyć w smutnych ceremoniach odprowadzania kogoś, często spośród bliskich mi osób, na miejsce wiecznego spoczynku. Wiązało się to z uświadomieniem sobie tzw. fenomenu przemijania. Coraz to ktoś spośród nas odchodzi na zawsze... Jak więc dziś traktuję te miejsca, które tak niegdyś lubiłem?
Odnoszę wrażenie, i chyba mogę dziś śmiało powiedzieć, że nie czuję obawy, którą miałem przed laty przed tym, czemu na imię śmierć? Może tylko żal za tamtymi, z którymi na ziemi nigdy się już nie spotkamy.
Te dni, które rokrocznie przypominają nam o
Nich, jest świętem zarówno Ich jak i naszym. My - żywi - zbieramy się przy mogiłach, w których spoczywają
Oni. Zdajemy sobie w tym momencie sprawę, że za rok czy dwa, ktoś spośród nas znajdzie się po
"tamtej stronie". Jednak
"nie ten lęka się śmierci, którego ona dosięga, lecz ten, który na nią patrzy" - powiedział filozof. Jest w tej myśli wiele racji...