Zamiast felietonu
"MARKETY NAMI MANIPULUJĄ" czyli "Quo vadis chojnowska Biedronko?"
Szanowna Redakcjo!
"Markety nami manipulują" - ten artykuł, który ukazał się w ostatnim numerze "Gazety Chojnowskiej" ( Nr 31/519 - przyp. red.) zainteresował mnie szczególnie, gdyż pod względem tzw. "marketów" miałabym i ja także kilka uwag. Wcześniej, Bogiem a prawdą, nie zawsze nawet na to patrzyłam tak, jak opisano w artykule. Ważne było, że w markecie taniej. A cóż w tym złego (jeśli się spogląda na sprawę pod kątem naszego "bogactwa", naszych zasobów finansowych). Nieraz słyszałam o żądaniach rolników w rodzaju "wycofać (nie dopuszczać) obce towary z polskiego rynku". Myślałam "dlaczego? Jeżeli są bardziej przystępne na polską kieszeń. To jednak, co od pewnego czasu obserwuję w chojnowskiej "Biedronce"...
Jest to jedyny w Chojnowie - że użyję tego sformułowania - market. Do niedawna był on dla mnie jednym z najprzyjemniejszych sklepów. Czysty, schludny, w środku ogólny ład i porządek. Sympatyczny personel - nie powiem. Tak było w czasie kierownictwa pana Barańskiego (pierwszy kierownik chojnowskiej "Biedronki" - przyp. red.), kiedy w listopadzie 1998 roku sklep został otwarty.
Jakże wszystko się od tamtego czasu zmieniło! To, co ma w nim miejsce dzisiaj, napawa mnie nie tylko żalem za tamtą "Biedronką". Przykro stwierdzić, ale jeżeli użyję słowa "obrzydzenie", które bierze mnie wręcz, gdy spoglądam na "powydymane" plastykowe worki z przechowywanych w nich mięsem, czy pierogami... Być może, jest to typowe dla tej gorącej pory roku. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby był to dla mnie przyjemny widok. I nie usprawiedliwia to niedbalstwa kogokolwiek z personelu, odpowiedzialnego za ten stan rzeczy?
Półki "naszej Biedronczki" uginają się pod ciężarem różnej maści towarów, zarówno spożywczych, jak i przemysłowych. Co tu dużo mówić? Wybór naprawdę mamy duży. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy mieszczący się w obecnym pawilonie PSS oferował pełne półki... octu. I wszystko dziś byłoby w porządku, gdyby... No właśnie, gdyby. Wspomniane torebki foliowe, z wyrobami mięsnymi: (steki drobiowe, mięso grillowe) czy pierogami, pyzami... - po prostu widać, nie pierwszej świeżości. Zdarza się. Co robi w takim przypadku personel, choćby w marketów na Zachodzie? Parokrotnie byłam w podobnych sklepach w Niemczech i widziałam. Przede wszystkim usuwa z pola widzenia klienta takie "specjały". W Niemczech tak, ale nie u nas. U nas, jak w stołówce wojskowej: "Kucharz dobrze o tym wie, jakich miłych przyjmie gości. Co nam poda, to się zje". Jak w piosence "Trubadurów".
Parę dni temu kupiłam w "Biedronce" steki drobiowe. Smakowicie wyglądały do momentu, gdy je rozpakowałam. Całe dosłownie oślizłe... Natychmiast wyrzuciłam do kubła. Na półce wyglądały całkiem, całkiem - po rozpakowaniu nie było już "całkiem, calkiem".
Zastanawiam się - co jest przyczyną, że towary, które ze względu na stopień swojej "świeżości" winny zostać wycofane z półek? Jednak patrząc, choćby na obsadę sklepu, nasuwa się jedno: ilu tu ludzi pracuje. Przykłady: na trzy kasy pracują zaledwie dwie, czasami nawet jedna. Pozostali zaabsorbowani są... no, właśnie, czym. Po znikających towarach w półkach pozostają przysłowiowe "dziury". Jeżeli są akurat godziny zmiany (od 14.00 do 16.00), "dziury" znikają błyskawicznie. Ale ile razy spotykam się z sytuacją, gdy sprzedawca informuje mnie, że "towar jest w magazynie, ale właśnie nie ma go kto wyprowadzić na sklep" czy. "proszę przyjść później". Pytanie tylko - kiedy będzie to "później". A poza tym - nóg to ja na loterii nie wygrałam.
Przyznam, że nie bardzo rozumiałam, co jest przyczyną utyskiwań przeciwników marketów. Dziś, patrząc na "Biedronkę" coraz bardziej rozumiem. Przez ostatnie lata byłam zwolenniczką sklepu, gdzie mogę swobodnie obracać się, znajdować poszukiwany przeze mnie towar. Po prostu - kupować całkiem "na luzie". Co pozostało z tamtych lat, tamtej "Biedronki"?...
Nie chciałabym być oskarżona o stronniczość. Ale niestety, nie mogę przejść obok tematu. Po prostu - brak mi tamtej "Biedronki".
Z poważaniem
J.B.
(nazwisko znane redakcji)
Od KADŁUBKA
Zgadzam się z uwagami Czytelniczki dotyczącymi jedynego chojnowskiego marketu, jakim jest dyskont "Biedronka". I, co tu dużo mówić. Przed kilku laty, kiedy "Biedronka otwierała swoje podwoje, jej pojawienia się na rynku lokalnym wywoływało wiele kontrowersji. Były wówczas głosy "za", były tak że i "przeciw". Wielu chojnowian jednak coraz bardziej utożsamiało się z tym sklepem. To był "nasz sklep". Wielu tych, którzy od pierwszych dni byli jej bywalcami, po dziś dzień są jej wierni. Uwagi Czytelniczki są jednak faktem - osobiście widzialem owe woreczki z mięsem czy pierogami.
Od dłuższego czasu w drzwiach wejściowych wiszą informacje dotyczące zatrudnienia pracowników sklepowych. Co jakiś czas widzimy w naszym "markecie" nowe twarze sprzedawców. Znikają jednak inni. Stan personelu utrzymuje się (takie przynajmniej odnosi się wrażenie) na jednakowym poziomie. Podobnie, jak Czytelniczka wielokrotnie bywałem w marketach poza granicami kraju. Ilość personelu jest wielokrotnie większa. A więc u nas (mówię zarówno o Chojnowie, ja i o kraju) nadal widać braki w zatrudnieniu. Miały być markety antidotum na bezrobocie - tymczasem w momencie pojawiania się ich na rynku - bezrobocie nadal rośnie.
"Biedronka" nie jest typowym marketem. Daleko jej jeszcze do takich potentatów, jak choćby "Real" czy "Mercus". W skali Chojnowa "Biedronka" to już jednak "market". Właściwie to większy sklep, rządzący się jednak "prawami marketu". I dlatego też skojarzenia między typowym wielkomiejskim marketem, a chojnowskim dyskontem są tak duże.
Nasuwa się tylko pytanie: "Quo vadis chojnowska Biedronko"? Dokąd zmierzasz?
KADŁUBEK
Kadłubek
Komentarze