Nieprzyjemne zdarzenie na terenie stawu chojnowskiego miał pewien nasz czytelnik - jak by nie było, „nałogowy" wędkarz. Około dwa tygodnie temu udał się ze swoim sprzętem nad staw, aby posiedzieć nad wodą i powędkować. Wyglądało, że będzie to przyjemność. Ale tylko do momentu, gdy poczuł, że coś pokaźnego zaczepiło się o haczyk. W pierwszym momencie pomyślał (i miał ku temu powody) , że to duża ryba, wcześniej bowiem parokrotnie zdarzyło mu się trafić na dość spore okazy karpia czy szczupaka. Duchowo już przygotował się na sporą sztukę. Po kilku szarpnięciach, gdy poczuł, że o bezpośrednim wciągnięciu z wody nie było mowy, "posterował sztukę" ku brzegowi. Okazało się jednak, że nie była to ryba. Był to zawiązany worek. Po wyciągnięciu go na brzeg i rozcięciu, przed oczami wędkarza ukazał się makabryczny widok; w środku, w worku wypełnionym ziemniakami leżał średniej wielkości pies. Trudno było się w tym grzebać. Sam fetor z rozkładającego się szczeniaka wskazywał, że musiał on leżeć w wodzie co najmniej od tygodnia. Ciało psa napęczniało od wody, wydawał się być znacznie większy, niż w rzeczywistości...
Wędkarz ukrył worek w przybrzeżnych trzcinach. Co się potem stało - tego już nie wiemy, bowiem następnego dnia już go tam nie było.
Staw chojnowski jest jednym z miejsc, gdzie zatrzymują się nie tylko wędkarze. Jest to jeden z milszych zakątków naszego miasta, gdzie wielu rodziców udaje się na niedzielne spacery w towarzystwie swoich pociech.
Równocześnie dla wielu, niezbyt odpowiedzialnych mieszkańców grodu nad Skorą stał się on czymś w rodzaju wysypiska śmieci (i, jak widać, nie tylko śmieci).
Pies w worku z ziemniakami, to coś więcej - to zwyrodnialstwo...
KADŁUBEK
Komentarze