Powitanie bez kwiatów Już przed piąta rano, pod Urząd Miejski zaczęły schodzić się komisje okręgowe odbierając dokumentację i ostatnie wytyczne. Tysiące kart do głosowania pakowano do bagażników i rozjeżdżano się do wyznaczonych lokali wyborczych. Na miejscu rozpakowywano, liczono, sprawdzano, segregowano. Pierwsi głosujący pojawili się już przed szóstą.
- Jadę do pracy i nie wiem czy wrócę do Chojnowa przed zamknięciem lokali, dlatego jestem tak wcześnie. Chyba jestem pierwszy prawda?
W dobie demokracji nikt już nie wita pierwszego gościa lokalu symbolicznym czerwonym goździkiem. Gest, który większości kojarzy się z komunistyczną przeszłością, ma z nią niewiele wspólnego i byłoby miło wrócić do tej sympatycznej tradycji.
Rodzinne głosy Frekwencja w lokalach miała charakter falowy. Kilka minut po pełnych godzinach schodził się elektorat. Jak łatwo się domyśleć przychodziły rodziny wracające z kościoła, czas poobiedni rezerwując dla siebie. Ale nie wszyscy tak planowali dzień. Większość mieszkańców odwiedzała lokale właśnie w późnych godzinach popołudniowych.
Głosowanie przebiegało sprawnie, chociaż nielicznym, sposób oddawania głosów sprawiał małe kłopoty. Z wypowiedzi głosujących wynika, że znaczna część elektoratu zainteresowana była oddawaniem głosów na kandydatów do Rady Miejskiej i na burmistrza.
- Pani kochana, czytam te niebieskie nazwiska i czytam, ale ja tu nikogo nie znam. Na kogo tu głosować? Czy jest tu ktoś z Chojnowa?
Najwidoczniej kampanie wyborcze kandydatów do sejmiku nie dotarły do naszego miasta, bo rzeczywiście tego typu komentarze pojawiały się bardzo często.
Kto za - kto przeciw? Nastroje były różne. O stosunku do wyborów świadczyć może frekwencja, która, zdaniem wielu, nie była zadowalająca. Jedni tłumaczyli to obojętnością społeczeństwa, inni mówili o małej świadomości politycznej, jeszcze inni byli zdania, że brak zainteresowania znacznej większości świadczy o akceptacji stanu dotychczasowego. Punkt widzenia, jak zawsze zależy od punktu siedzenia.
Nawet ci, którzy przyszli oddać swój głos kierowali się różnymi pobudkami:
- Mam wątpliwości czy całe te wybory coś zmienią w naszym mieście. Przyszedłem głosować, bo jestem człowiekiem starej daty i uważam to za swój obowiązek, ale to co dzieje się w całym naszym kraju woła o pomstę do nieba. Ci wszyscy politycy, począwszy od samej góry, aż do samego dołu mają na uwadze własne interesy, a nie dobro społeczne. Dawniej było inaczej, żyło się spokojniej i bardziej dostatnio.
- Musi się coś zmienić. Tak nie może dalej być. Nowe władze będą miały nowe koncepcje, więcej zapału do pracy i chyba należy dać im szansę.
- Byli jedni, przyjdą następni, po nich kolejni, a my dalej i tak będziemy żyć własnym życiem. Czy mieszkańcy mają jakiś wpływ na działanie władz miasta? Chyba nie. Wybieramy, bo tak trzeba, ale co ci wybrani będą robić przez cztery lata, tego nikt z nas nie wie. Podsumujemy ich pod koniec kadencji i jak to zwykle bywa, nie będziemy zadowoleni.
- Nie mogłam się już doczekać dnia wyborów. Bardzo jestem ciekawa, czy przejdą ludzie na których liczę. Głosowałam na osoby, które mogą coś w tym mieście zmienić, trzeba tylko dać im możliwość działania. Dotychczasowe władze coś tam próbowały, ale w efekcie żadnych zmian nie zauważyłam. Teraz będzie lepiej - teraz może być tylko lepiej.
- Czytałem wszystkie ulotki, jakie do mnie dotarły. Jedne nie wnosiły nic, inne miały takie programy, że "mucha nie siada". W sumie żadna z nich nie przekonała mnie do żadnego Komitetu. Głosowałem na ludzi, których znam prywatnie i wiem na co ich stać...
Wielkie liczenie Punktualnie o godzinie 20.00 zaplombowano urny i zamknięto na klucz lokale wyborcze. Członkowie komisji zajęli się wstępnym sporządzaniem protokołów, a potem zaczęło się "wielkie liczenie".
Większość obwodów, prawdopodobnie wiedziona ciekawością, podsumowanie zaczynała od kart z głosami na burmistrza, potem szła nasza rada, powiat i sejmik. I w tym momencie zaczęły się kłopoty. Niebieska "książeczka" z kilkudziesięcioma głównymi bohaterami, okazała się uciążliwa nie tylko dla elektoratu, ale i dla Komisji. W gąszczu kartek, kratek i nazwisk, trudno było wyłapać ten jeden niewielki krzyżyk. Stery kart przeliczano wielokrotnie, do momentu aż wyliczenia arytmetyczne były zgodne.
Komisje - do pracy Ostatnia Komisja zjechała do Urzędu w poniedziałek o godz. 8.00. Po 27 godzinach żmudnej pracy miało się okazać, że na tym nie koniec. Komisja Miejska i Powiatowa wyłapywała drobne błędy i liczenie trzeba było zaczynać od nowa.
Przekazy telewizyjne informowały o wielu takich przypadkach. Ogromna ilość kart do głosowania powodowała częste pomyłki i wielokrotnie Komisje Obwodowe zmuszone były ponownie zbierać się i korygować nieprawidłowości.