Kiedy miał osiem lat, dokonał pierwszej transakcji handlowej – zamienił jedną z części swojego roweru na niekompletne szachy. Wtedy nie wiedział jeszcze, że tych kilka drewnianych figur zmieni jego życie.
Brakujące elementy królewskiej gry dorobił brat. Z przydomowego bzu wystrugał kilka pionków, królową i skoczka (do dziś szachy przypominają zapach świeżych gałązek lilaka), a kiedy wszystkie figury stały już na planszy, posadził przy stole młodszego brata i wyjaśnił jak poruszać się po szachownicy. Od tego momentu nazwisko Jerzego Pudły, w światku szachistów, stało się rozpoznawalne.
Już po kilku miesiącach ośmioletni Jurek zdobył puchar na Mistrzostwach Dolnego Śląska Szkół Podstawowych, a zaraz potem był tytuł drugiego wicemistrza na zawodach dolnośląskich.
W szkole średniej Jurek trafił pod skrzydła czołowego wówczas szachisty Juliusza Jaszczuka.
- To był (po bracie) mój pierwszy nauczyciel i człowiek, na którym się wzorowałem – opowiada pan Jurek. – Bardzo miło wspominam ten okres – wspólnie z moim „mistrzem" odbieraliśmy nagrody niemal wszystkim, z którymi stawaliśmy w szranki.
Potem rozpoczęło się dorosłe życie – rodzina, praca, nowe obowiązki – szachy odeszły w cień.
- W Chojnowie w tym czasie nie było klubu, sekcji, czy kółka szachowego. Do swojej pasji wróciłem, kiedy Mieczysław Wojciechowski zaczął prowadzić przy „Chojnowiance" sekcję szachową. To były lata sześćdziesiąte i ten okres wspominam chyba najmilej. Byliśmy mocnym zespołem. Tadeusz Danek, Gerard Nowak, Szczepan Piątek, pan Krakowski, Stanisław Jąkała i Leopold Kunschke, to zawodnicy, którzy nie mieli sobie równych. Dołączali do nas młodzi – Bojczuk Zygmunt, (który później reprezentował Polskę w kadrze olimpijskiej) i Jerzy Cebula, to tylko dwa z kilkunastu nazwisk. Chojnów liczył się w regionie i poza jego granicami.
Jerzy Pudło nie tylko wygrywał liczne turnieje, ale zaangażował się też społecznie w działalność klubu. Zaowocowało to powierzeniem mu prowadzenia sekcji.
- Szachy przez kolejne lata cieszyły się wówczas niegasnącą popularnością. Obok sekcji działała także szkółka skupiająca uczniów chojnowskich szkół. Zainteresowanie tą królewską grą było naprawdę duże. Młodzież licznie przychodziła na zajęcie, do czasu ery komputerów. Już od dobrych kilku, kilkunastu lat trudno zachęcić młodych ludzi do gry w szachy.
A szkoda, bo szachy, to jedna z nielicznych gier, która kształtuje osobowość. Uczy przewidywania, logicznego myślenia, sportowego współzawodnictwa, cierpliwości, asertywności, trenuje pamięć.
- Mimo tego, nie można powiedzieć, że każdy może zostać wytrawnym szachistom. Bez wątpienia jednak, nauka tej gry przynosi same korzyści.
Wśród licznych laurów w swojej kolekcji pan Jerzy ceni sobie najbardziej trzecie miejsce na Mistrzostwach Dolnego Śląska w grze 5.minutowej (Blitz) i tytuł mistrza na Mistrzostwach Polski Papierników. Z dumą też opowiada o wygranych w symultanach z utytułowanymi mistrzami.
Dziś jego marzeniem jest dynamiczny rozwój tej dyscypliny w naszym mieście.
- Chciałbym, aby nasza sekcja ponownie przeżywała renesans, ale do tego, oprócz szczerych chęci, potrzebne są pieniądze. Nie ma pieniędzy nie ma rozwoju. To przykre. Wierzę jednak, że czasy świetności szachów w naszym mieście powrócą, a wraz z nimi sława grodu nad Skorą…
I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od figurek wystruganych z bzu.
Emilia Grześkowiak
Komentarze