Jakiś czas temu pisaliśmy w "GCh" o sukcesach modelarskich Janusza Mikicionka. Medale, dyplomy i uznanie do tej pory zdobywał w kraju. Podczas ostatniej rozmowy pan Janusz wspominał, że zamierza wystawić jeden ze swoich modeli na konkursie o światowej randze, nikt jednak chyba wówczas nie przypuszczał, że jego supertrawler typ B-10 "Radomka" rozsławi Chojnów i twórcę poza granicami państwa.
13-20 lipca 2002 roku zostały rozegrane w Hanowerze (Niemcy) XI Mistrzostwa Świata Modeli Statków i Okrętów klasy C. W Mistrzostwach uczestniczyło 15 reprezentacji narodowych. Sklasyfikowano 244 modele, w tym model chojnowianina Janusza Mikicionka.
To nie wystawa Laicy, nie kojarzą konkursów modeli z dynamicznymi zawodami sportowymi, porwnując je do ekspozycji muzealnych, a nie zawodów sportowych. Tymczasem wola walki modelarzy, rywalizacja i chęć zdobycia najwyższych laurów jest w tej dyscyplinie nie mniejsza niż np. u sprinterów.
- Sportowy duch ostrej rywalizacji był widoczny na każdym kroku. Spośród modeli okrętów wojennych było też kilka jednostek cywilnych. Tym nie mniej warto przypomnieć modelarzom, że można znaleźć statki cywilne o architekturze równie skomplikowanej jak na okrętach wojennych. Dali tego dowód modelarze Chińscy, których modele statków były punktowane 100 pkt. na 100 możliwych.
Jak się zostaje wicemistrzem świata? - Moje pierwsze spotkanie z modelarstwem zaczęło się w szkole podstawowej nr 3 w modelarni prowadzonej przez pana Andrzeja Przybysza. Jednymi z pierwszych moich modeli były latawce. Później były szybowce (Jaskółka, Płomyk, Czyżyk) i samolot silnikowy dla początkujących „WICHEREK-25". Do dziś pamiętam jaka była ogromna radość, gdy unosiły się w powietrzu i latały, a jak było przykro, gdy spadały na ziemię i się rozbjały. Byłem jednak bardzo uparty i na następny dzień przystępowałem ponownie do budowy modelu. Długo to nie potrwało, bo koszty związane z tą zabawą były zbyt wysokie. Doszedłem więc do wniosku, że muszę zabrać się za budowę modeli redukcyjno-wystawowych. Zacząłem sklejać „Małego Modelarza" – jak ciężko było dostać egzemplarz, to pamiętają tylko modelarze. Czasopismo to można było dostać tylko po znajomości. W latach 80. Jerzy Sobczak, który prowadził modelarnię przy Spółdzielni Mieszkaniowej „Młodość", namówił mnie abym swoje modele wystawiał na konkursach organizowanych u nas w kraju. Miałem opory, bo kleiłem tylko dla siebie, a tu nagle miały być oceniane przez sędziów na tak poważnych konkursach. Trochę się tego bałem. Na pierwszym konkursie, w którym wziąłem udział wystawiłem dwa modele, które zdobyły IV i VII miejsce w Oleśnicy.... I zaczęło się. To był przełom w patrzeniu na modelarstwo redukcyjne. Zacząłem odwiedzać biblioteki, muzea, biura projektowe w stoczniach, archiwa, które pomagały mi w zbieraniu dokładnej dokumentacji danego modelu. Z roku na rok moje doświadczenie w budowie modeli wzrastało. Jeżdżąc z konkursu na konkurs poznawałem ciekawych ludzi, z którymi wymieniałem się doświadczeniami. Od lat 90-tych prawie z każdego konkursu wracałem z nagrodą. Jeden z moich modeli ciągnik C-385 przez ponad pół roku stał na wystawie w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Przez ostatnich 10 lat marzyło mi się obejrzeć wystawę pokonkursową z Mistrzostw Świata klasy „C" w 2000 roku. Centralna Komisja Modelarska podpowiedziała mi, że jeżeli będę sklejał jeszcze dokładniej, to mam szansę dostać się do reprezentacji Polski na rok 2002. Miałem dylemat, bo nie wiedziałem jaki model wybrać. Firma „PRO-MODEL" z Wrocławia użyczyła mi plany supertrawlera „RADOMKA". Zbudowałem go i przez cały rok 2001 startowałem z nim na prawie wszystkich konkursach modelarskich w kraju. I stało się - - zostałem powołany do reprezentacji Polski.
Modelarstwo się komplikuje Od 35 lat biorę intensywny udział w 6-8 konkursach w każdym roku i zauważyłem, że poziom wykonywanych modeli kartonowych wciąż się podnosi i chyba sięga zenitu. Wydawnictwa prześcigają się w wydawaniu coraz doskonalszych modeli. Modele robią się za bardzo skomplikowane, a właściwie zbyt czasochłonne. Owszem wyglądają bardzo ładnie i cieszą oko, ale są „sztuką dla wytrwałych i cierpliwych", bo sklejenie może trwać czasem nawet rok. Niektóre detale są tak małe, że nie można zrobić z papieru i zaawansowani modelarze zastępują je innymi materiałami jak: mak, drut, wylewki z kleju, izolacja z drutu, toczone z drewna, fototrawione elementy. Jeszcze parę lat temu wszyscy zgodnie dopominali się o wykonywanie wnętrz kabin, luków podwozi, przedziałów silnikowych itd. Dzisiaj to już jest standard, poniekąd wymuszony przez regulaminy konkursowe. Jednakże praca jakiej wymaga taki model zaczyna przerastać możliwości wielu modelarzy. Dalsze rozdrabnianie na coraz to mniejsze detale jest chyba drogą do nikąd, bo model kartonowy przeznaczony do sklejenia może się stać modelem do oglądania, albo zaczętym a nigdy nie dokończonym. Nie dotyczy to oczywiście „mistrzów kartonu", ale ich wydajność wyraźnie spada. Poziom wykonywanych modeli robi się coraz bardziej wyrównany.
Oby uczeń przerósł mistrza Biorąc udział w konkursach widzę, jak młodzież radzi sobie z powyższymi problemami. Tak uśmiechnięte twarze przy odbieraniu nagród świadczą o tym, że praca ich instruktorów nie poszła na marne. Są zadowoleni ze swojej pracy i cieszą się, że komisja sędziowska doceniła ich wkład pracy. Smutne jest to, że niektórych widzę tylko 2-3 razy w roku. Brak sponsorów, biedne kluby, nie stać aby brać czynny udział w imprezach organizowanych przez cały rok w Polsce. To wielka szkoda dla naszej młodzieży. Brak kontaktów z innymi modelarzami, porównania modeli z innymi, brania udziału w sympozjach modelarskich podczas imprezy, wymiany doświadczeń, rozmowy w kuluarach zniechęca ich do czynnego udziału w odkrywaniu tajników swojej pracy, w rozmowach, mówieniu sobie na „ty", bo są nie obyci i wstydliwi. W chojnowskiej modelarni mamy kilku młodych utalentowanych modelarzy i nie chcielibyśmy aby odeszli. Ich modele przez rok 2001 w klasach młodzicy i juniorzy zdobyły kilkanaście medali i pucharów w byłym województwie wrocławskim, bo na dalsze podróże nie stać ich rodziców i nasz klub. A szkoda. Młodzież musi brać czynny udział w aplikanturze, to znaczy być przy ocenie sędziowskiej bez prawa do głosu. W ten sposób uczą się i poznają tajniki i regulaminy sędziowania. Wracając do domu widzą już gdzie popełnili błędy przy budowie modelu, rozczarowanie jest mniejsze. Przykro powiedzieć, ale w naszym klubie jest luka – brak aspirantów.
Czy wśród tej młodzieży znajdą się następcy pana Mikicionka? Czas pokaże i nikt nie będzie miał żalu jeśli któryś z uczniów przerośnie mistrza.
Chciałbym podziękować organizacjom i osobom fizycznym za wspieranie mnie finansowe i doradztwo w zdobywaniu materiałów niezbędnych przy budowie modeli:
- Hufcowi ZHP w Chojnowie hm dh Arturowi Reichertowi,
- Pracowni PRO-MODEL – p. Maćkowi Poznańskiemu,
- Drukarni UNIFOT – p. Andrzejowi Bobikowi
- p. Tadeuszowi Rackiemu – mgr inż. Budowy statków i okrętów
- p. Janowi Olszewskiemu, Jerzemu Sobczakowi, Antoniemu Skalskiemu, Piotrowi Plucie, Janowi Książkowi, Markowi Gałce, a także swojej mamie za sponsorowanie kilku wyjazdów na konkursy oraz kochanej małżonce Dorocie za duchowe wsparcie i wyrozumienie za brak czasu dla rodziny.
Janusz Mikicionek