To nowa wystawa czasowa, którą przygotowało Muzeum Regionalne. Na wystawie znalazło się 27 barwnych fotogramów. Autorem zdjęć jest Marian Bochynek, z wykształcenia leśnik, z zawodu przewodnik górski i pilot wycieczek, a z zamiłowania fotograf, alpinista, speleolog
i podróżnik. Urodził się w Górach Kaczawskich, mieszka w Janowicach Wielkich w Rudawach Janowickich, które są jego ukochanymi górami. Był prawie na wszystkich kontynentach. Wspinał się na szczyty Tatr, Alp i Kaukazu, był w górach Tień-Szań, Pamiru, w Himalajach i Andach. Schodził do jaskiń w Europie, Turcji, na Nowej Gwinei
i w Peru. Wędrował przez dżunglę Amazonii, Penetrował jaskinie góry Połom w Rudawach Janowickich. Podczas swoich podróży nie rozstaje się z aparatem, z każdej przywozi setki zdjęć, z których najciekawsze, po starannej obróbce prezentuje na wystawach w kraju i za granicą. Obecna wystawa jest już siódmą, którą pokazuje w chojnowskim muzeum.
Pierwszą była wyprawa na Dach Świata, w Himalaje, następną podziemny świat Góry Połom, na której pokazał mało znane i niestety ciągle niszczone śląskie jaskinie. Kolejna była poświęcona ukochanym Rudawom Janowickim, gdzie osiadł na stałe, i które uważa za najpiękniejsze góry. Później była wystawa z wyprawy do lasów deszczowych Amazonii, a po niej relacja z podróży do Egiptu i na Nową Gwineę. Poznał deszczowe lasy Amazonii , dżunglę afrykańską, stepy i azjatyckie pustynie, a także rafy koralowe Oceanu Indyjskiego i Południowego Pacyfiku. Odwiedził Kirgizję, Tybet, Nepal, Ekwador, Peru, Wenezuelę, Egipt, Indonezję i Zanzibar, a także mniej odległe miejsca. Nade wszystko przedkłada jednak swoje rodzime Rudawy Janowickie, pośród których ma swój dom.
To one go ukształtowały i wyrobiły w nim wrażliwość na piękno natury. Tu krystalizowały się jego młodzieńcze marzenia o podróżach do egzotycznych miejsc, których brzmienie poznał w dzieciństwie. Warto w tym miejscu przytoczyć jedną z anegdot, którą podzielił się z uczestnikami chojnowskiego wernisażu. Otóż słuchając radia „Wolnej Europy", które dla wielu z nas było źródłem informacji z tak zwanego wolnego świata, jako pacholę usłyszał słowo - Afryka. Spytał ojca „Co to takiego?", wówczas ten odpowiedział mu: „To jest miejsce, gdzie na pewno nigdy nie będziesz". Pobudzona ambicja, ciekawość świata, a może też upór i przekora, doprowadziła go po latach na szczyt Kilimandżaro, górę, która jest symbolem Afryki. Wpisana w kod kulturowy, utrwalona w literaturze i filmie, by przypomnieć Śniegi Kilimandżaro Ernesta Hemingwaya i zrealizowany według tego opowiadania film z boską Avą Gardner i Gregory Peckiem, stanowi dziś cel dziesiątek tysięcy turystów, którzy ciągną na pokryty wiecznymi śniegami szczyt.
Głęboko zapadają w świadomość słowa Ernesta Hemingwaya, otwierające jego opowiadanie: "Kilimandżaro, to pokryta śniegiem góra, wysokości 19.710 stóp, o której powiadają, że jest najwyższa w Afryce. Szczyt zachodni znany jest pod nazwą „Ngaje Ngai", czyli Dom Boga. Tuż pod zachodnim szczytem leży wyschnięty i zamarznięty szkielet lamparta. Nikt nie potrafił dotąd wytłumaczyć, czego mógł szukać lampart na tak wielkiej wysokości."
Wystawa, którą można, a nawet trzeba obejrzeć jest relacją z wejścia na Kilimandżaro, w 1998 roku, a więc prawie dwadzieścia lat temu, kiedy nie było jeszcze tak głośno o topniejących wiecznych śniegach pokrywających szczyt tej legendarnej góry, położonej w sercu Afryki, na pograniczu Tanzanii i Kenii. Z tętniącej życiem sawanny Serengeti do krateru Ngorongoro, Góry Meru, aż na sam wierzchołek Kilimandżaro. Wyprawa, obowiązkowo z przewodnikiem trwała cztery dni. Jej uczestnicy przeszli przez wszystkie strefy roślinne, od sawanny przez lasy deszczowe, górskie pustkowia, by dotrzeć wreszcie do pokrytego lodowcami szczytu Kibo.
Autorowi wystawy ciągle towarzyszyły słowa pisarzy i sceny z filmów, które starał się konfrontować z rzeczywistością i marzeniami z dzieciństwa. Na zdjęciach utrwalił florę i faunę tej części Afryki oraz wypasających tu swoje stada Masajów. Wyprawę zakończył wyjazd na Zanzibar, oblewany wodami Oceanu Indyjskiego z przepięknymi plażami, rafami koralowymi i cudowną błękitną tonią wód. Pokazane w czasie prezentacji zdjęcia z Zanzibaru przypominały impresjonistyczne obrazy francuskich mistrzów. Niestety tu urwała się narracja autora. Podróż dobiegła kresu, a aparat fotograficzny padł łupem jakiegoś sprytnego krajowca.
Wszystkich serdecznie zapraszam do zwiedzenia wystawy, która potrwa do połowy kwietnia.