Pogada nam ostatnio dopisuje. Może nawet aż nadto. Skwar, jaki panuje na ulicach i placach miasta powoduje, że wielu naszych współmieszkańców korzysta z ochłody, szukając jej w wodach ośrodków w Rokitkach. Niektórzy, których, być może, nie stać na wyjazd, kończą swoje eskapady w Skorze (stanowczo odradzam - sami jeszcze nie wiemy, co ościenny PROFET wymyśli nam w "spadku" - na razie, dzięki Bogu, ryby w rzece czują się zdrowo), wielu korzysta z własnych łazienek taplając się w wannie...
W Chojnowie znalazła się wśród nich grupa hołdująca innej metodzie chłodzenia "rozgrzanego" ciała (nie powiem, rozpalonych głów). Po prostu robią to przy pomocy wiatru i swoich "stalowych rumaków", czyli motocykli.
Już wczesną wiosną miłośnicy dwóch kółek wyciągają z garaży, piwnic i komórek swoje motory, sprawdzając sprawność techniczną, czyszcząc i dopieszczając swoje metalowe cacka.
- Jeżdżą nawet po mieście jak wariaci - komentował przez telefon jeden z rozmówców. - Zero wyobraźni, maksimum brawury. Czy nie ma na nich siły?
- Kiedy słyszę za plecami warkot silnika, zatrzymuję się na chodniku i z zapartym tchem czekam, aż motocyklista przejedzie. To przerażające, jak oni szybko jeżdżą - skarży się inna czytelniczka.
Skutki tego "chłodzenia" dały już pierwszy znak. Na skutek szybkiej jazdy, w Białej zginął człowiek. Potracił go drugi - "stalowy jeździec", który w porę nie wytracił szybkości, uderzył człowieka.. Finał tego zdarzenia znalazł się na cmentarzu...
Motocykle średniej klasy mają na swoich licznikach grubo pond sto kilometrów na godzinę. Drogowi piraci wyciskają ze swoich maszyn maksymalne prędkości, które mogą dochodzić nawet do 300 km/h. W terenie zabudowanym, gdzie ulice są ruchliwe, niezbyt szerokie, nawet dopuszczalne 60 km/h wydaje się nadmierną prędkością.
Bezmyślne, rycerskie "zakute pały", które najczęściej wyjeżdżają na swoich rumakach w późnych godzinach popołudniowych, niejednokrotnie wieczorem. Zdarza się, że po zmroku, kiedy dochodzi już godzina ciszy nocnej, przerywa ją nagły huk motoru. Ryk narasta, wzmaga się. Za oknami tylko mignie sylwetka "stalowego smoka", po czym znów zapada cisza. Nie na długo jednak, po kilkunastu minutach z drugiej strony ulicy słychać powracający ryk maszyny, znów hałas za oknem, czasem dołącza do tego pisk opon... Zabawa ta trwa do późnych godzin nocnych, i kończy się, niejednokrotnie po północy...
- Motocykle to specyficzny rodzaj pojazdu - mówi jeden z "piratów". - Powie to panu każdy. Siadając na siodle, łapiąc oburącz za kierownicę, zespalamy się w jedność i od razu czuje podnoszący się poziom adrenaliny. Głośny motor, niewielkie gabaryty, zwinność i wysokie cyfry na liczniku wywołują nieodpartą chęć wypróbowania możliwości silnika i swoich. A że czasem zdarzają się wypadki? To dotyczy każdego z nas, nie tylko motocyklistów. Zginąć można jadąc rowerem samochodem, lecąc samolotem, płynąc statkiem. Każdemu z nas pisany jest taki, a nie inny los i trudno przewidzieć kiedy nastąpi koniec...
Motocykle, słychać i widać (czasem w poświacie latarń) na ul. Dąbrowskiego, ale nie tylko. Zgłaszają podobne przypadki mieszkańcy ulic: Paderewskiego, Wojska Polskiego (choć może mniej, na co chyba ma wpływ bliskość Komisariatu Policji), Kilińskiego, Legnickiej. Tam najczęściej, gdzie (przynajmniej w przekonaniu "stalowych rycerzy") jest wystarczająco długi odcinek jezdni. Wystarczająco długi... na co? Na rozpędzenie motocykla, na popisanie się nagłym hamowaniem? Trudno powiedzieć.
Na moją sugestię, że nie chodzi w tym wszystkim o życie szukających wrażeń młodych ludzi, ale o bezpieczeństwo pieszych, padła odpowiedź:
- Przecież nie jeździmy po chodnikach, a piechurzy niech patrzą jak wchodzą na ulicę...
Nie trzeba daleko sięgać pamięcią, żeby przypomnieć jednego z naszych współmieszkańców, tragicznie zmarłego, bodajże przed dwoma laty. Pamiętam jego pogrzeb na chojnowskim cmentarzu. Zjechała do Chojnowa znaczna grupa motocyklistów, tzw, "harleyowców". Duży był pogrzeb... Znałem kilku z tych ludzi osobiście. Przyjechali, aby pożegnać kolegę...
Dziś nasuwa się pytanie: czy szykujemy się na kolejny "wielki pogrzeb"? Czy któryś z chojnowskich rajdowców ma być kolejną ofiarą? A może ktoś z nas, zwykłych przechodniów, któremu w pewnym momencie może się nie udać w porę przeskoczyć przed nadjeżdżającym? Może będzie to dziecko przebiegające przez jezdnię, które w tym momencie znajdzie się na drodze szaleńca. Bo jak nazwać takiego, który uważa, że jezdnia zbudowana jest tylko i wyłącznie dla niego?
- Na każdego jest rada - mówi komendant chojnowskiego komisariatu Jerzy Poznar. - Motocykliści, tak jak każdy inny użytkownik dróg muszą przestrzegać prawa Ruchu Drogowego. Każda zaobserwowana sytuacja jego łamania powinna być zgłoszona na policji. Jeśli ktoś czuje się zagrożony i jest pewien, że właściciel jednośladu łamie prawo zgłasza ten fakt funkcjonariuszowi. Zapewniam, że zgłoszenia nie pozostają tylko notatką w dzienniku.
"Droga jest dla wszystkich" - słyszy się nieraz takie stwierdzenie. Jest w tym, niewątpliwie wiele racji. Jest ona zarówno dla pieszego, rowerzysty, jak i użytkownika samochodu, czy motocykla. I to nie budzi żadnych wątpliwości. Ale jeżeli dla wszystkich, dlaczego właśnie tylko ci "mocniejsi" i "szybsi" uzurpują sobie prawo do niej? Dlaczego spokojny pieszy ma się na niej czuć, jak ktoś gorszy, któremu - zdaniem "rajdowca" - żadne prawo bynajmniej nie przysługuje?
Czy wypowiedź komendanta chojnowskiego komisariatu zadowoli naszych czytelników - trudno przewidzieć. Póki co nie można liczyć na ostrożną jazdę motocyklistów, pozostaje nam więc zastosować się do popularnego powiedzenia - umiesz liczyć, licz na siebie - zachowaj ostrożność sam.
Kadłubek i inni