„Chojnowianin Roku", „Zasłużony dla Legnicy", wieloletni radny powiatowy, społecznik, artysta, animator kulturalny, członek Stowarzyszenia Polskich Artystów Karykatur i, jak sam dodaje, właściciel największego chyba na Dolnym Śląsku Owczarka Niemieckiego.
Robert Wierzbicki w naszym mieście znany jest głównie jako rysownik, satyryk, karykaturzysta. Karykatury i obrazkowy komentarz życia codziennego, to jego domena i pasja. Ale czy jedyna?
Gazeta Chojnowska - Zaczynałeś razem z nami. Kiedy ukazały się pierwsze numery Gazety Chojnowskiej, twoje rysunki były atrakcyjnym, zabawnym dodatkiem
Robert Wierzbicki - Poprosił mnie o nie ówczesny naczelny - Staszek Horodecki. Wtedy od wielu już lat byłem plastykiem w naszych domach kultury, ale nie zajmowałem się satyrą. To był mój debiut. Szybko okazało się, że te klimaty są mi bardzo bliskie i sprawiają mi wielką frajdę. Zaczynałem od obrazków sytuacyjnych, potem robiłem karykatury.
G.Ch. - Właśnie. Twoje przerysowane portrety znanych osób obiegły całą Polskę, rysowałeś też dla zainteresowanych poza granicami naszego kraju.
R.W. - Umyśliłem sobie kiedyś, że narysuję kilka karykatur medialnych postaci, postaram się zdobyć na nich autografy i wystawię na aukcję, na rzecz chojnowskich dzieci. MOPS założył specjalne konto i ku mojemu zdumieniu szybko zaczęły na nie wpływać pieniądze ze sprzedanych prac. Akcja zainteresowała media - lokalne i ogólnokrajowe. Pisano o niej w prasie, zaproszono mnie także do TVN, gdzie wystąpiłem w programie Ewy Drzyzgi „Rozmowy w Toku". Pieniądze wciąż wpływały, a ja z kolei zacząłem dostawać propozycje współpracy. Rysowałem m.in. dla „Konkretów", „Słowa Polskiego", „Nowin Jeleniogórskich", „Super Ekspresu", amerykańskiego wydawnictwa „Polish News" czy australijskiego „Kuriera Zachodniego" i kilkunastu innych wydawnictw. Dla mediów zrobiłem kilka tysięcy rysunków satyrycznych. Cały czas rysowałem też karykatury. Na dzień dzisiejszy, według moich szacunków, to jakieś 2000 portretów znanych polityków, duchownych, ludzi kultury, sportu, prasy, radia, telewizji, lokalnych VIP-ów i osób prywatnych.
G.Ch. - Twój artystyczny dorobek jest imponujący. Pokazywałeś swoje prace na wystawach zbiorowych. Według naszych informacji było ich około 120. Dodatkowo 45 indywidualnych.
R.W. - Debiutowałem na jednej z najważniejszych imprez satyrycznych na świecie - legnickim Satyrykonie. Potem były wystawy m.in. w dawnym ZSRR, Rosji, Ukrainie, Niemczech, Francji, Belgii, Holandii, Japonii, Tajlandii, Iranie, Izraelu, Czechach, Słowacji, USA, Kanadzie, Australii, Włoszech, Szwecji. Organizowałem także wystawy w mniej typowych miejscach - szpitalach, szkołach, ośrodkach zdrowia, marketach, Komendach Policji, Szkole Policji w Katowicach itp.
G.Ch. - Ich efektem są prestiżowe nagrody - pierwsze miejsce w ogólnopolskim konkursie na rysunek satyryczny, wyróżnienie Stowarzyszenia Dziennikarzy Niemieckich, na „Cartoon Fax Festiwal" we Włoszech, nagrody w Tajlandii i Ukrainie.
R.W. - Każda z nich cieszy, ale najbardziej chyba cenię sobie wyróżnienie Muzeum Karykatury w Warszawie.
G.Ch. - Swoje zdolności artystyczne i poczucie humoru od lat wykorzystujesz także w pracy zawodowej.
R.W. - Jak tylko zacząłem pracę w Straży Miejskiej, uznałem, że przemyślana forma obrazkowa może być idealnym narzędziem prewencyjnym. Foldery, ulotki, plakaty traktujące o bezpieczeństwie - dla dorosłych i dla dzieci - przyjęły się bardzo dobrze i przez wiele lat funkcjonowały jako materiały edukacyjne. Nieskromnie powiem, że mój pomysł okazał się na tyle nowatorski i efektywny, że zapraszano mnie na konsultacje do placówek policyjnych w całym kraju. Strażnik miejski szkolący funkcjonariuszy policji - rzecz niespotykana. Rysowałem, projektowałem materiały prewencyjne dla Komendy Głównej Policji, Komendy Stołecznej, dla komend wojewódzkich policji w Gdańsku, Katowicach, Wrocławiu, jak i wielu innych komend na terenie całego kraju. Oczywiście współpracowałem też z wieloma Strażami Miejskimi m.in. w Warszawie i Wrocławiu .
Potem jeszcze w mojej głowie narodził się pomysł „Niebieskiego Mikołaja". Dziś,
w okolicach świąt Bożego Narodzenia Mikołaja w niebieskim uniformie można spotkać w wielu komendach Policji w kraju.
G.Ch. - Rysowanie, szeroko zakrojona praca społeczna, projekty charytatywne, w których często bierzesz czynny udział, to nie wszystko czemu poświęcasz swój wolny czas. Wiem, że jesteś specem od domowych nalewek, a ostatnio zająłeś się metamorfozą kamieni.
R.W. - No tak. Być może mam niezdiagnozowane ADHD, bo rzeczywiście wciąż wynajduję sobie nowe zajęcia. Nalewki to taka pasja praktyczna. Często w domu marnowały się owoce, uznałem, że nie może tak być i trzeba je zagospodarować. Padło na nalewki. Do tej chwili zrobiłem ponad 30 smaków nalewek, które wypełniają własnoręcznie zdobione do nich butelki.
Kamienie, to ostatnie odkrycie, znalezione w Internecie. Pomysł malowania kamieni bardzo mnie zaintrygował i już po pierwszej próbie wiedziałem, że muszę znaleźć miejsce w domu na kolejną artystyczną kolekcję. To niezwykłe, jak pospolity kamień potrafi pobudzać wyobraźnię. Patrząc na niewielki, szary, niepozorny kamyk od razu widzę jego „rysy" i wiem, czym za chwilę się ten skalny odłamek stanie. Jestem też zaskoczony tym, jak wiele osób chce kupić te moje malowane kamienie, ale na razie nie chcę się z nimi rozstawać.
G.Ch. - Wiele tych pasji. Rozumiem, że jesteś człowiekiem czynu - nuda jest Ci obca.
R.W. - Wszystko o czym tu rozmawiamy - co robię, czym się zajmuję - sprawia mi ogromną przyjemność, przenosi w inną rzeczywistość, odrywa od codzienności, która nie zawsze jest fajna. W ogóle uważam, że pasje, to niezwykle istotny obszar, który ma wielkie znaczenie dla jakości naszego życia.
G.Ch. - W zanadrzu jakieś nowe pomysły?
R.W. - Mnóstwo! Żeby tylko czasu mi starczyło. Sporo pomysłów dotyczy mojego rodzinnego Chojnowa, ale trudno je realizować pracując w Legnicy. Może czas to zmienić?
G.Ch. - Życzymy zatem realizacji kolejnych koncepcji - artystycznych, kulturalnych i edukacyjnych.