W czynie społecznym

Wielu z nas pamięta do dziś pereelowskie czyny społeczne. Praca wykonywana nieodpłatnie na rzecz ogółu kojarzona jest z różnymi reakcjami, ale większości z nas z sentymentem wspomina wspólne działania, społeczną integrację i często dobrą zabawę łączącą przyjemne z pożytecznym.

Dziś rzadko mówimy o czynie społecznym. Nie znaczy jednak, że ta idea przebrzmiała. Nic bardziej mylnego. Różnego rodzaju projekty, animacje, programy…, to podobne działania tylko pod inną nazwą.

Poprzedniego nazewnictwa nie unikają rodzice małych dzieci z ul. Wyspiańskiego, którzy przesłali do nas materiał ze wspólnej inicjatywy prac porządkowych na tamtejszym placu zabaw.

- W ciągu 4 godzin wywieźliśmy 5 taczek suchej trawy, patyków, pomalowaliśmy urządzenia - mówi Dorota Książek, która wspólnie z pomysłodawczynią Martą Hutny zainicjowały czyn. - Farbę i pędzle pozyskaliśmy z urzędu, pozostały sprzęt każdy przyniósł z domu. To tylko kilka godzin wspólnej pracy, a efekt niezmiernie satysfakcjonujący. Polecamy tego typu inicjatywy innym. Niewielkim nakładem, w przyjemnej atmosferze robi się coś na pozór banalnego, ale zdecydowanie pożytecznego i co równie ważne, integrującego nasze małe, sąsiedzkie społeczności.

Duch publiczny wciąż zatem w nas jest. My nie mamy co do tego żadnych wątpliwości. Spotykamy się z nim w naszej dziennikarskiej pracy nieustannie.