W maju 1964 roku Stefan Dziedzic, wówczas uczeń klasy maturalnej chojnowskiego Liceum Ogólnokształcącego, wspólnie z Ryszardem Pacułą, Wiesławem Oszczędą i Edwardem Dąbrowskim - ówczesnymi uczniami Technikum Samochodowego w Legnicy, powołali do życia zespół big-beatowy pod, jeszcze wtedy nic nie mówiącą, nazwą ,"KANIBALE". Młodzi, zapaleni muzycy mieli po 18 lat. Dziś, po 40 latach, z bujnej czupryny niewiele pozostało, szczupłe młode sylwetki zmieniły swoją rzeźbę, ale miłość do muzyki przetrwała i, po długiej przerwie, nabrała mocy.
Kanibale wracają... Chojnowskie dinozaury chcą ponownie stanąć w pełnym składzie na scenie i przypomnieć swoje przeboje.
W latach sześćdziesiątych młodzież zafascynowana była muzyką "THE BEATLES", "ROLLING-STONES", "SHADOWS", "THE DORS", które wtedy dostępne były tylko w radiu. Na falach, przede wszystkim średnich, słuchano rozgłośni regionalnych Polskiego Radia, i jeśli komuś się udało - rozgłośni zagranicznych, które z reguły były zagłuszane. Radio BBC z Londynu, czy też Radio LUXEMBURG, to rozgłośnie, dla ówczesnych nastolatków kojarzone z niedostępnym światem muzyki. W kraju w tym czasie pojawili się "CZERWONO-CZARNI", "NIEBIESKO-CZARNI", "CZERWONE GITARY", czy "TARPANY", które były substytutem zachodnich idoli i podobnie jak oni wyzwalali histerię, uwielbienie i podziw.
"KANIBALE" też robili swoje, chociaż ich start nie wróżył powodzenia. Dla nich jednak nie było ważne, gdzie i na czym będą grać - chcieli wcielić się w muzyków, być na fali, znaleźć się wśród najlepszych.
- Naszym największym problemem był sprzęt - opowiada Ryszard Pacuła, gitarzysta. - Cieszyliśmy się wtedy ze starego saksofonu, rozstrojonego pianina klubowego czy zwykłej akustycznej gitary z dorobioną przystawką elektryczną (zestaw ten wzmacniany był lampowym odbiornikiem radiowym "Stolica" o mocy 5 wat, który każdorazowo przynosiłem z domu).
- Nasza pierwsza perkusja to jeden czynel zapożyczony z orkiestry dętej, harcerski werbel oraz kociołek boczny, adoptowany z głównego bębna kapeli muzycznej jeszcze mojego dziadka, przywieziony ze Wschodu. Śpiewaliśmy bez mikrofonów, bez żadnego nagłośnienia.
Mimo to, w niedługim czasie "Kanibale" zdobyli sobie grono fanów, które systematycznie się powiększało.
- Zespół znalazł swoje lokum w bardzo popularnych w tamtych czasach piwnicach "Domu Ludowego" (ówczesny Klub Młodzieży ZMS - dziś MDK - przyp. aut.).
- Szybko osiągnęliśmy popularność, uznanie, byliśmy wyróżniani, rozpoznawani przez młodych chojnowian. Trzeba było wiele zachodu, by móc znaleźć się na naszych fajfach - dziś powiedzielibyśmy koncertach, które odbywały się w naszej piwnicy cyklicznie niemal w każdą sobotę i niedzielę".
To nie koniec historii "Kanibali". Ciąg dalszy za dwa tygodnie.
Koncertowy "come back" kultowego big-beatu 20 maja
o godzinie 19.30 w restauracji "Jubilatka".
T. i E.