A gołębie wciąż czekają
W sobotę, 28 stycznia, o godz. 17.15 zawalił się dach jednego z pawilonów na terenie Międzynarodowych Targów Katowickich. Tego dnia w pawilonie odbywała się 56 Ogólnopolska Wystawa Gołębi. Wśród wystawców byli też chojnowianie - Zbigniew Kociuba i Leszek Blecharz. - Na tą wystawę jeździmy od wielu lat – mówi Z. Kociuba. - Zazwyczaj nasze rodziny obawiały się o nasze bezpieczeństwo na drodze, nikt nigdy nie przypuszczał, że wyjazd może skończyć się w ten sposób. Leszek Blacharz, który był tu od piątku wyjechał wcześniej – spieszył się na imieniny brata. Zostawił tu gołębie i kolegów. Z kilkoma z nich już się nie zobaczy. - Jako przedstawiciel firmy elektronicznej zostałem na swoim stanowisku planując wkrótce zebrać sprzęt i zamknąć stoisko – mówi Z. Kociuba. - Zwiedzający opuszczali już teren targów. Grała muzyka, na scenie prezentował się jakiś zespół, szum, hałas, dużo świateł. Ten gwar przerwał niezwykły huk. Poczułem podmuch zimnego powietrza, a zaraz potem ciężar walącej się konstrukcji. Upadłem pod naporem spadających elementów i masy śniegu. To trwało kilka sekund. Krótką ciszę po huku przerwały nawoływania – „Marek, co z tobą?, Tadek, gdzie jesteś?, Teresa, nic ci nie jest?". Krzyki, jęki, błaganie o pomoc. Z boku usłyszałem – Zbyszek, Zbyszek, żyjesz? To kolega, który chwilę przedtem stał obok mnie. Nie mogłem się ruszyć. Miałem przygniecioną czymś lewą stronę ciała, nie mogłem wydostać ręki. Kolega pomógł. Oburącz chwycił przygniatające mnie elementy i z wysiłkiem uniósł do góry. Udało się. Wkrótce byliśmy na zewnątrz. Pierwsza moja myśl – telefon do domu, zanim dowiedzą się o tragedii z mediów. Drżącą ręką, z trudem, udało mi się wystukać numer do żony. „Był wypadek, zawalił się dach, ale jestem cały, powiedz mamie, że nic mi nie jest". - Dziękuję Najświętszej Panience, że wyszedł z tego cało – wtrąca matka Z. Kociuby. – Zawsze jak syn wyjeżdża z domu, bez względu gdzie i na jak długo, polecam go jej opiece. To ona mi go wróciła. Zbigniew Kociuba przyjechał do Chojnowa z ręką na temblaku, licznymi stłuczeniami i skaleczeniami. O zdarzeniu opowiada ze łzami w oczach. Zdrową ręką, co jakiś czas, wyciera wilgotne oczy. - Kilku moich kolegów nie miało tyle szczęścia co ja. Umarli. Nie tak dawno gościłem ich w swoim domu, parę chwil wcześniej rozmawialiśmy, śmialiśmy się, planowaliśmy najbliższe godziny, dni, miesiące. Nie wiem, kiedy wszyscy się z tego otrząśniemy. Czy mam do kogoś żal? To uczucie przychodzi teraz, kiedy dowiadujemy się o zaniedbaniach i braku odpowiedzialności, ale od żalu silniejszy jest smutek po stracie przyjaciół i ich bliskich. Wszystkie kolejne imprezy w naszym gronie będą powrotem do tej tragedii. Każdego roku, na wystawę do Katowic jeździł też Grzegorz Mietelski ze Starego Łomu: - Zawsze brałem urlop na ten wyjazd. W tym roku mimo, że byłem w domu, bo mój zakład w tym czasie nie pracował, nie wiem dlaczego, nie chciało mi się jechać. Koledzy namawiali, dziwili się… Nie potrafię wyjaśnić dlaczego nie pojechałem, jak zwykle, razem z nimi. Według Z. Kociuby ofiar mogło być znacznie więcej. Siłę walącego się dachu amortyzowały ustawione wzdłuż całej hali boksy. Nie jeden z nich uratował ludzkie życie zatrzymując na sobie metalową konstrukcję. - Krótko przed tym, wiele osób wyszło spiesząc się na transmisję skoków narciarskich. Teraz pewnie dziękują Małyszowi za uratowanie życia. Pan Zbyszek też uratował komuś życie. 20 lat temu wyciągnął z wody tonącego. - Kiedy wydostałem się spod zawaliska przypomniałem sobie to zdarzenie. Być może to takie zadośćuczynienie…Wierzę, że dane dobro, powraca, dlatego wiele dobrego spotka jeszcze tych, którzy w tych trudnych chwilach wszystkich nas wspierają. Zarówno tam w Katowicach, jak i tu w Chojnowie spotkałem się z ogromną życzliwością, współczuciem i pomocą. Bliscy, znajomi, przyjaciele, dzwonią, odwiedzają, podtrzymują na duchu. To dla mnie bardzo ważne. Dziękuję Wam i Bogu, że jesteśmy razem. Teraz terapią dla pana Zbyszka jest praca. Oddaje jej się, wynajdując kolejne zajęcia. I co pewien czas spogląda w niebo wypatrując gołębi. Większość z nich jest już w swoich gołębnikach. Inne pozostały TAM i wciąż czekają… - 2 stycznia 2006 r. NIEMCY - 15 osób, w tym 7 dzieci, zginęło, gdy pod ciężarem śniegu w bawarskim Bad Reichenhall zawalił się dach lodowiska; - 5 grudnia 2005 r. ROSJA - 14 osób, w tym 10 dzieci, zginęło w wyniku zawalenia się pod zwałami śniegu dachu pływalni "Delfin" w miejscowości Czusowoj w obwodzie permskim na Uralu; - 23 maja 2004 r. FRANCJA - 5 ofiar śmiertelnych zawalenia się części dachu nowego terminalu 2E na podparyskim lotnisku Charles-de-Gaulle w Roissy; - 14 lutego 2004 r. ROSJA - 28 osób poniosło śmierć w moskiewskim parku wodnym Transvaal, gdzie na basen pełny kąpiących się ludzi zawaliła się pod ciężarem śniegu szklano-betonowo-metalowa kopuła dachu; - 25 sierpnia 2002 r. DUBAJ (Zjednoczone Emiraty Arabskiej) - 8 robotników zginęło w wyniku zawalenia się dachu na budowie elektrowni wodnej; - 15 lutego 2001 r. ROSJA - 7 osób zginęło w następstwie zawalenia się nieodśnieżonego dachu w fabryce w Kostromie; - 1 października 2000 r. AFGANISTAN - 42 osoby poniosły śmierć w miejscowości Chogiani, gdy podczas wesela zawalił się dach domu.
Emilia Grzeskowiak Komentarze
|
|